sobota, 31 sierpnia 2013

Miniaturka 11 cz. 1.

-Miona, jesteś pewna, że dasz sobie radę sama?- zapytał przez telefon Smok.
-Kotku, jestem dorosła.
-Uważam, iż nie powinnaś teleportować się w swoim stanie.
-Dla Twojego spokoju pojadę autobusem.
-To też nie jest za dobry pomysł.
-Dam radę.
-Może weźmiesz ze sobą Wiewiórę?
-Draco!!!
-Zrób, jak chcesz tylko się nie denerwuj, kochanie-powiedział Smok.
-Zadzwonię, jak będę w domu. Pa.
-Ale może, jednak weźmiesz Ginny?
-Do usłyszenia- powiedziała Miona i się rozłączyła. Popatrzyła na swój duży brzuch z czułością- Twój tatuś jest, aż za bardzo opiekuńczy.
Panna Granger podeszła do szafy i w pierwszym odruchu popatrzyła tęsknym wzrokiem na swoje skórzane spodnie i bluzki w rozmiarze M. Po chwili zdecydowała się na sukienkę ze stanem pod biustem i ciemne leginsy. Podeszła do szafy i odruchowo chwyciła szpilki. Jednak uświadomiła sobie swój błąd i zdecydowała się na czarne balerynki.
-Szybciej urodzę niż się przestawię na płaskie buty- zaśmiała się do swojego brzucha przyszła mama.
Zajrzała do torebki, aby się upewnić, że spakowała kartę przebiegu ciąży i inne ważne dokumenty.  Wyszła z domu i skierowała się w stronę kiosku, by kupić bilety. Gdy weszła do odpowiedniego budynku, zobaczyła dziesięcioosobową kolejkę.
-No to sobie poczekamy, kochanie- pogłaskała brzuch i stanęła w kolejce. Po chwili do kiosku weszła kobieta z dwójką płaczących dzieci.
-Czy mogłaby pani uciszyć swoje pociechy- zapytał niemile pan, stojący w rzędzie do kasy.
Hermiona spojrzała smutnym wzrokiem na kobietę, która nie mogła sobie poradzić z młodszym pokoleniem. Gdyby nie to, że była w ciąży odpyskowałaby temu mężczyźnie, jednak bała się, iż mogłoby to doprowadzić do kłótni, a nie chciała się stresować w błogosławionym stanie. Na szczęście odezwała się inna osoba.
-Jak się panu nie podoba, to może pan opuścić to miejsce.
-A wie pani, że tak zrobię- rzekł, po czym wyszedł i trzasnął drzwiami.
-Wariat- powiedział, któryś z klientów. Stwierdzenie to rozśmieszyło pozostałych. No może z wyjątkiem kasjera, który stracił kupca.
-Przynajmniej  będzie o jedną osobę mniej w kolejce- dodała inna osoba.
Miona dobrnęła wreszcie do kasy.
-Poproszę dwa bilety normalne.
-Proszę.
-Ile płacę.
-5.
Panna Granger  położyła na blacie 20- Niech pani nie wydaje reszty.
-Ale ja muszę.
-Uznajmy, że to rekompensata za straconego klienta- powiedziała Miona i nie czekając na odpowiedz wyszła z kiosku. Udała się na przystanek. –Och, niestety uciekł nam autobus, skarbie- powiedziała patrząc na swój brzuch. Weszła do budki i stanęła koło zajętej ławki.
-Chce pani usiąść?
-Nie, dziękuję. Obawiam się, że jak usiądę to będę miała problem ze wstaniem- odpowiedziała grzecznie ciężarna. Po kilku minutach nadjechał oczekiwany autobus. Miona usiadła na jednym z podwójnych miejsc. Obok niej usiadł młody mężczyzna. Hermiona podziwiała uroki Londynu, mimo to usłyszała rozmowę, która spowodowała, że krew w niej zawrzała. Na kolejnym przystanku wsiadła staruszka, więc młodzieniec siedzący obok panny Granger ustąpił emerytce miejsce.
-Proszę.
-Ale tu jest niewygodne miejsce. Niech pan siedzi, poszukam lepsze-gdy starsza kobieta  zorientowała się, że wszystkie inne siedzenia są zajęte, a nikt inny nie ma zamiaru jej ustąpić,  stanęła nad siedzeniem mężczyzny, który siedział obok Hermiony i czekała, jak on wstanie. Facet zirytowany staruszką stojącą mu nad głową, podniósł się i poszedł stanąć w drugiej części autobusu.
-Och, pani jest w ciąży, który to miesiąc?- zapytała emerytka.
-Siódmy- Miona zmusiła się, aby zabrzmieć miło, jednak w środku była cała zdenerwowana.
-Kiedy ja byłam w stanie błogosławionym to….- i zaczęło się, pomyślała wkurzona panna Granger. Dodawała co jakiś czas : „Ach”, „O”, „Naprawdę?”. W myślach zastanawiała się, czy nie powinni się z Draco przeprowadzić.  Mieszkają na obrzeżach, ale może ze względu na dziecko  lepiej byłoby żyć w centrum-bliżej do lekarza, na plac zabaw, do sklepu. Niestety to miało też swoje minusy. Więcej spalin, brak pięknego ogrodu.-Ach- westchnęła smutno Miona.
-Kochanieńka, nie martw się, Tobie to nie grozi- powiedziała staruszka.
-Co mam mi „nie grozić”? A czym ona mówi?- pomyślała Miona. Na głos dodała- To dobrze. Hermionie poprawił humor fakt, że następny przystanek jest jej. Wysiadła i poszła do przychodni. Najpierw podeszła do rejestracji.
-Dzień dobry. Jestem umówiona do ginekologa.
- Gabinet 123. Pani doktor ma  dzisiaj zastępstwo za pediatrę od dzieci zdrowych, więc jest duża kolejka.
-Och, coś nie mamy dzisiaj szczęścia-rzekła Miona do brzucha. Gdy weszła na odpowiednie piętro, musiała się podeprzeć ściany, aby nie upaść. Tylu osób oczekujących przyjęcia do lekarza, nie widziała nigdy w swoim życiu. –Jeśli wejdziemy w ciągu pięciu godzin to będzie sukces- pomyślała.- Kto ostatni do pani doktor?-zapytała.
-Ja-odezwała się kobieta, która trzymała na rękach roczne dziecko.
Miona usiadła na jedynym wolnym miejscu, pomiędzy całującą się parą, na oko dwudziestoletnich a mężczyzną tłumaczącym dziewczynce co to telefon komórkowy i jak się nim posługiwać. Z rozmów spacerujących sobie pielęgniarek, Miona wyłapała, że dzisiaj odbywa się szczepienie dzieci z rejonu przychodni. Czekając na swoją kolej, zobaczyła wiele rzeczy, które dały jej do myślenia np.

2 komentarze:

  1. Świetne ! Czekam na ciąg dalszy. Pozdrawiam i życzę weny. M.

    OdpowiedzUsuń
  2. Tak, zdecydowanie świetne :)
    Czekam na nn :D

    OdpowiedzUsuń