-Cholera -
powiedziała Ginny do siebie. - jak mogłam zapomnieć, ze Hermiona ma dzisiaj
urodziny? Muszę coś szybko wymyślić.
Godzinę później.
-No chodź, jak
opuścisz jeden dzień zajęć nic się na stanie. Wszyscy i tak wiedzą, że
opanowałaś materiał do końca szkoły- błagała młoda kobieta z krwistoczerwonymi
włosami po nieudanym farbowaniu.
–
Ginny,
zrozum, ja jestem prefektem naczelnym. Ja nie mogę dawać złego przykładu innym.
Co ludzie powiedzą ? Jak poczuje się McGonagall, kiedy dowie się, że jej
ulubiona uczennica, której bezgranicznie ufa, opuszcza potajemnie szkołę i....
–
Ulubiona
?
–
To nie
było proste. Pracowałam na ten tytuł latami. Musiałam pamiętać o jej
urodzinach. Wysyłałam prezenty. Robiłam za nią zakupy. Zajmowałam się jej
wnukami.
–
Wnukami
? Ona ma wnuki ? Ona ? Mc Sztywna ? Przecież ona zabiłaby faceta, który
przekroczyłby odległość 1m …. - odpowiedziała zszokowana młodsza kobieta
–
Kotku
ona adoptowała 5-letnie bliźniaki, bo na starość odczula brak mężczyzny w domu.
–
Ale...
Nie, to niemożliwe.- mruknęła cicho
Wiewióra (chwilowo czerwona, ale co tam).
–
Dobra
skończmy temat porypanego życia Minewry. Wracając do basenu- nie nigdzie nie
idę. -tupnęła nogą, aby podkreślić wagę swoich słów. Po czym odwróciła się na
pięcie i wzięła książki, zmierzając do wyjścia. Przy drzwiach usłyszała głos
Ginny:
- A wiesz, że w
Mugolandzie otworzyli największy na świecie aquapark?
-Nie przekonasz
mnie, mam teraz za dużo nauki. Poza tym nie zapominaj, że niedawno rozstałam
się z Ronem...
–
No
właśnie o tym pamiętam ! Pomyśl, ilu fajnych
facetów będzie na tym basenie i to w bokserkach !
–
Ale to
z Ronem jest jeszcze takie świeże....
–
I
właśnie dobrze, niech wie, co stracił.
–
Ale...
–
Dobrze
wiem, że wszystko na jutro umiesz. Wiem też, że jakoś sobie poradzą bez Ciebie
choć jednego dnia. Wydaje mi się
również, że należy Ci się mały odpoczynek.
–
Ale...
–
Bez
gadania. Szukaj bikini i się zbieramy. Widzę Cię za – tu Ruda popatrzyła na
zegarek – dokładnie 3 min.
Hermiona Granger po
rozważeniu w myślach za i przeciw niechętnie musiała przyznać swej przyjaciółce
racje. Tleniona fretka nie raz zrywała się z zajęć i nic jej nie było.
Wypracowanie na numerlologie napisała w sobotni, deszczowy wieczór, a więc
żadna nagana jej nie groziła. Zaś, co do byłego chłopaka... Nie zależało jej
już nami, ale mimo to rzeczywiście chciała pokazać, że ona też umie być
atrakcyjna.
–
Została
Ci minuta ! - usłyszała brązowowłosa z dołu.
Dziewczyna
błyskawicznie znalazła się przy swej szafie, szukając niezbędnych rzeczy takich
jak bikini, klapki, ręczniki, okulary przeciwsłoneczne, szczotka, szampon,
odżywka do włosów, balsam, mydło, koc, dobrą książkę (oczywiście romans) ,
okulary do nurkowania, krem do opalania, suszarka do włosów czy elegancki
kapelusz stylizowany na lata 80. Młoda
kobieta wrzuciła to wszystko do torby, po czym biegiem ruszyła do swojej
towarzyszki.
–
Już....Jestem...Gotowa...
- odparła lekko, no dobra, bardzo zdyszana, zgarniając przy tym włosy do tyłu,
które podczas biegu ułożyły się w istny chaos.
–
Okay,
to bierz płaszcz i ruszamy na spotkanie przygody.
Papużki
nierozłączki, bo tak zwykli nazywać te dwie młode panie, w radosnych podskokach
przemierzały drogę do wyjścia z Hogwartu. Była godzina 6 w niedzielę, a więc mało
kto, żeby nie powiedzieć nikt, mógł je widzieć – ta przeciętna w duchu część
społeczeństwa śpi o tej godzinie...
***
Jak wiecie, deportacja była powszechną formą
przemieszczanie się czarodziejów. Tak... Dwie młode panie z istną miną diabełka
lustrowały uważnie każdego z pasażerów autobusu linii D. Ich uwagę przykuła
pani z wózkiem nieudolnie próbująca kupić bilet, łysy facet w znoszonej
kamizelce, a także staruszka się swoim wnuczkiem. Ich głębokie rozważania
zostały jednak brutalnie przerwane. Ich aktualny środek transportu miał właśnie
przystanek, na którym czekał pokaźny tłum. Kobiety zostały wepchnięte do tyłu.
Ilość wolnej przestrzeni pozostawiała wiele do życzenia.
–
Ginny,
otwórz okno, nie mogę oddychać – jęknęła starsza z Gryfonek
–
Nie
wiem, jak to otworzyć. Nie mam tyle siły – mruknęła czerwonowłosa z napięciem
wymalowanym na twarzy, próbując po raz trzeci swoich sił, na małym, niepozornym
czarnym uchwycie bez dziurki.
–
Cholera...
Nagle 17-latki
poczuły przyjemny podmuch zimnego powietrza. Zdezorientowane zaczęły się
rozglądać za swoim wybawcom. Marząc o księciu z bajki (każda innym – jeden był
wysokim blondynem z niebieskimi, wyrazistymi oczami, a do tego czułym facetem,
zaś ten drugi miał być okropnie przystojny, mieć poczucie humoru i wybuchowy
charakter, żeby nikt się nie nudził) nie dostrzegły uśmiechającego się do nich
promiennie mężczyzny z czymś na kształt gigant kalkulatora w ręku. Hermiona
Granger szybko jednak zorientowała się, o co chodzi. Bilety. Kontrola.
Kasownik.
Młoda kobieta nie
wiedziała, co robić. Zapomniała całkowicie, że w świecie mugoli jest coś
takiego jak bilety. Nie była na to przygotowana. Gdyby wiedziała wcześniej o
planowej wyprawie z pewnością być wyszperała, jednak teraz nie było już takiej
opcji. Po chwili zaczęła słodko szczebiotać w języku miłości znanym jej jeszcze
z prywatnych lekcji, kiedy nie wiedziała, że jest czarodziejką.
–
Droite? Puis-je vous aider? (Tak ? Mogę w czymś pomóc ? )
–
Bileciki
do kontroli, poproszę – powiedział zdziwiony mężczyzna. Przed chwilą wydawało
mu się, że kobiety rozmawiały normalnie, po angielsku, a teraz jedna z nich
wyjeżdża mu z francuskim, którego nigdy nie chciało mu się uczyć ? O nie, tak
nie będzie.
–
Répétez s`il vous plait. ( Proszę powtórzyć,)
–
BILETY DO KONTROLI. - tym razem mężczyzna odezwał się znaczniej
głośniej, żeby nie powiedzieć, iż praktycznie krzyknął.
–
S'il vous plaît? Je ne comprends pas ce
que vous dites … (Proszę
? Nie rozumiem, co pan mówi)
Mężczyzna
zbierał już siły psychiczne na kolejną słowną potyczkę, o ile tak to można
nazwać, jednak w tym momencie autobus gwałtownie wyhamował zatrzymując się na
kolejnym przystanku. Dziewczyny, niewiele myśląc dopadły do drzwi po czym
puściły się biegiem, jakiego jeszcze świat nie widział. Dopiero przy celu
swojej podróży, gigantycznym aquaparku, zatrzymały się by uspokoić oddech. Cały
czas pomstując na owego człowieczka dotarły do kasy, a potem przebieralni,
przebieralni rodzinnej – nikogo nie było, a jej większość umożliwiała większą
swobodę ruchów. Po ściągnięciu ubrań, wyszły nie pewnie z powrotem na korytarz
szukając wejścia na basen. Młodsza z dziewczyn założyła czerwone bikini,
natomiast starsza we wszystkich kolorach tęczy. Po przejściu przez prysznice,
wyczekiwaną toaletę, udało im się wreszcie dotrzeć na sztuczną plażę. Obydwóm
panią zaparło dech w piersiach. Widziany przez nie obiekt mógł dorównać
rozmiarami Hogwartowi. W oczy rzucił im się specjalny brodzik dla małych
dzieci, basen z fali oraz trzy niebieski ślizgawki do niego prowadzące, a także
jaccuzi, leniwa rzeka (nazwa wydawała im się bardzooo kusząca), cztery
gigantyczne zjeżdżalnie – jedna turbo, jedna zwykła, jedna multimedialna, a
jedna z pontonami. Dodatkową atrakcją była także 'skocznia Małysza' szczególnie
dla Hermiony, która w dzieciństwie z wypiekami na twarzy oglądała każdy jego
skok, śmiejąc się przy tym z gaf komentatorów - „O, przed nami zawodnik rangi
światowej, Gregor Schlierenzauer, ale coś się nie popisał - skoczył tylko w
okolice 68m(na K90), a nie, przepraszam, koledzy w studiu podpowiadają mi, że
to był dopiero przedskoczek.” - brązowowłosa na samą myśl o tym wybuchła
niekontrolowanym śmiechem, obiecując sobie przy tym, że nie stchórzy i pójdzie
na jego morską skocznie.
Po
chwili milczenia, kobiety z piskiem rzuciły się w stronę najbliższego basenu,
na którym aktualnie były fale.
Przekroczyły czerwoną linię, idąc w dalszym ciągu na przód.
Rozchichotane dotarły w końcu do 1, 8m, gdzie żadna z nich nie dosięgała nogami
dna(miały ok. 165cm). W pewnym momencie fale zaczęły je przykrywać. Dziewczyny
zaczęły się topić. Znudzona ratowniczka o wyglądzie Marilyn Monroe była
zapatrzona na przystojnego instruktora aerobiku, pokazującego właśnie grupce
napalonych dziewcząt, jak wyrobić sobie mięśnie brzucha. Nagle główne bohaterki
zostały wyciągnięte na płytszą wodę. W amoku nie patrzyły za wybawcami. Wyszły
z wody kaszląc. Postanowiły wypić zimny
wiśniowy sorbet, odpoczywając jednocześnie na leżakach znajdujących się w
nasłonecznionym miejscu.
-Miona,
a co myślisz o nim?-zapytała Ginny
-Mniej
niż średni. Znaczy z daleka ok, ale z bliska bój się Boga. A co powiesz o tym blondynie w różowych
spodenkach?
-Wiesz,
ze wolę brunetów, ale poza tym całkiem, całkiem.
-Dobra,
to idę spróbować.
-Dzień
dobry, czy mógłby mi pan pokazać jak poprawnie się nurkuje? Od dziecka próbuję
się tego nauczyć, ale zawsze miałam problem z utrzymaniem ciała poniżej
powierzchni wody.
-Dziecko
idź do brodzika.
-Przepraszam
może pan powtórzyć?
-IDŹ DO
BRODZIKA I NIE ZAWRACAJ GŁOWY STARSZYM!!!
-Jeśli
pan nie lubi być ratownikiem to czas zmienić pracę – powiedziała rozzłoszczona
dziewczyna, po czym odwróciła się jednocześnie uderzając włosami klatę
mężczyzny, który w tym momencie patrzył na nią oniemiały.
Miona
wróciła wolnym krokiem, kołysząc przy tym seksownie biodrami, aby pokazać blondynowi,
co stracił. Razem z Ginny postanowiły iść na leniwą rzekę, aby odpocząć zarówno
od zbyt wysokiej wody, a także nadętych buraków. Gdy płynęły Herm zauważyła
faceta, z którym „rozmawiała” na dworze. Mężczyzna uważnie lustrował ją
wzrokiem, a po chwili zniknął,
zostawiając dziewczynę z mieszanymi uczuciami. Później poszły z Rudą na
zjeżdżalnie z pontonami. Miały problem z wejściem z 2-osobowym pontonem na
najwyższe piętro. Kilka razy ich nieudolne próby kończyły się zjechaniem
dmuchanych kółek tyle że po schodach. Podczas 7. podejścia dziewczęta
zauważyły, że jest tutaj coś takiego jak winda. Gdy wreszcie udało im się
dotrzeć na górę, kolejka była ogromna. Gryfonki, po 15minutowym postoju,
wreszcie dotarły do otworu. Okazało się jednak, że to wcale nie jest takie
łatwe jak się wydaję. Wszystkie dzieci, jakie były przed nimi po prostu
płynęły. Wystarczyło, że lekko odepchnęły się nogami. Tymczasem nasze bohaterki
utknęły. Grono maluchów na oko 7/8 letnich musiało użyć całych swych sił, by
młode kobiety miała w ogóle możliwość zjazdu. Dodatkowo jeden chłopiec,
popychając Hogwardzkie uczennice popchnął także swój ponton, który popłynął bez
niego, co wywołało późniejsze przerażenie u ratownika, który wcześniej był dość
nie miły dla Hermiony, a teraz nie mógł od niej oderwać oczu.
Dziewczyny
były zachwycone tą atrakcją, dlatego też postanowiły, mimo swojej wagi i
pewnych problemów natury technicznej, zjechać jeszcze raz. Tym razem jednak nie
spotkały żadnej żywej duszy. Męczyły się same, gdy gwałtownie ruszyły z
zawrotną szybkością. Jedyne, co zdołały dostrzec w ciemności to zarys twarzy
dwóch chłopaków ,z których jeden miał nienaturalnie jasne włosy.
–
Blondyni mnie dzisiaj chyba prześladują... - jęknęła przerażona
Hermiona
–
A wszystko zaczęło od Twojego nieudolnego flirtu z ratownikiem –
zaśmiała się cicho Ginny, dostając za to kuksańca od swej towarzyszki.
–
Ruda...
–
Co ?
–
A co, jeśli TO BYŁ TEN ratownik ? Wszystko się zgadza. Boże...
dlaczego ja do niego poszłam ? Co ja sobie myślałam ? Co on sobie teraz myśli ?
Dlaczego ten człowiek tak się na mnie uwziął ? Dlaczego za nami łazi ?
–
Spokojnie Mionka, bo zmarszczek dostaniesz – ponownie zachichotała
Wiewiórka, jednak widząc minę swojej przyjaciółki, która w tej chwili
wykazywała skłonności seryjnego zabójcy, zaraz spoważniała. - No nie martw się.
Może po prostu wpadłaś mu w oku ? Albo chce Cię przeprosić za swoje zachowanie
? Poza tym, to ja zazwyczaj jestem taka wybuchowa, a ty zachowujesz spokój i
zimną krew...
–
Tak, ale od dzisiaj mam
siedemnaście lat i chcę być buntowniczką. Łamać wszystkie zasady. –
wysyczała przez zaciśnięte zęby dalej wściekła.
–
Boże, kim jesteś i co zrobiłaś z Hermioną Granger …?
–
Dobra. Ginny, to teraz chodźmy na skocznię Małysza – radośnie
zapiszczała Hermiona, wspominając wyczyny swojego idola z dawnych lat.
–
Nie, nie. Chodźmy na tą żółtą zjeżdżalnie. Wiesz, jak kocham ten
kolor !
–
Ale przecież obiecałaś mi, że pójdziemy wszędzie tam, gdzie będę
chciała – zaperzyła się brązowowłosa.
–
Inaczej. Kompromis.
–
Co masz na myśli ?
–
Każda idzie tam, gdzie chce ?
–
Widzimy się za godzinę w basenie z falami ? Co powiesz na mały
zakład ?
–
Zakład ? Zawsze i wszędzie – odpowiedziała śpiewająco Ruda,
szczerząc się przy tym jak najęta.
–
Każda ma przyprowadzić chłopaka i go pocałować. Przegrana robi za
drugą zadania domowe z eliksirów przez miesiąc – przecież Snape i tak się nie
skapnie. Skoro jest tak ślepy, że nie zauważył, iż szampon mu się skończył
jakieś 6lat temu to na odmienne charaktery pisma na pewno nie zwróci uwagi.
Ginny
patrzyła przez chwile na swą koleżankę oniemiała. Czy to właśnie Hermiona Jane
Granger proponuje mi zakład ? W dodatku o chłopaków ? Z którymi mam się jeszcze
całować ? - pomyślała
–
Ok. Mi to pasuje. I tak na pewno mi się uda – mruknęła Wiewiórka,
prezentując przy tym swoją zalotną minę i puszczając perskie oko, chcąc pokazać
swoje atuty i przewagę.
Hermiona
uśmiechnęła się złośliwie, po czym odwróciła się na pięcie i ruszyła w stronę skoczni. Gdy doszła na miejsce
zobaczyła osobę, której dzisiaj nie chciała widzieć-Draco Malfoya. Podeszła bliżej
by usłyszeć jego rozmowę z ratownikiem.
-Ale
jak to nie ma pojedynczych zjazdów?-zapytał wkurzony przywódca Slytherinu.
-Dzisiaj
są walentynki i na skocznia jest zarezerwowana dla par.
Do
mężczyzn podeszła Hermiona.
-Przepraszam,
ale ja mam dzisiaj urodziny- nie dało by się zrobić dla mnie wyjątku?- zapytała
solenizantka.
-Oczywiście,
że nie.
Zasmucona
i rozzłoszczona Miona miała już schodzić ze schodów, kiedy usłyszała:
-Czekaj.
Może zjedziemy razem? - Granger nie wiedziała co nią wstrząsnęło bardziej- to,
że książę Slytherinu z własnej woli się do niej odezwał, czy to, że proponował
układ.
-Czy ty właśnie
odezwałeś się do szlamy?
-Nie do szlamy
tylko do pięknej dziewczyny. Kotku, jesteśmy w Mugolandzie, tu nie ma podziału
krwi.
Hermiona nic już
nie powiedziała. Złapała Malfoya za rękę i ruszyła w kierunku zjazdu. Gryfonka
zaczęła układać w głowie plan pt.: „Co zrobić, aby pocałować Smoka przy
Ginny?”. Gdy solenizantka zobaczyła wysokość skoczni, zaczęła zastanawiać się o
wycofaniu. Draco zauważył, że dziewczyna zmieniała wyraz twarzy.
-Nie martw się.
Jestem przy Tobie- szepnął jej do ucha.
Po słowach, które
usłyszała, nastolatka zrozumiała, iż pocałowanie blondyna, wcale nie będzie
trudne.
W oczekiwaniu na
swoją kolej rozmawiali.
-Wszystkiego
najlepszego.
-Skąd wiesz, że mam
dzisiaj urodziny?
-Ślicznotko, ja
wiem wszystko o Tobie.
-Jak zdobyłeś te
informacje?
-Nie dla psa
kiełbasa skarbie.
-Skoro nie chcesz
powiedzieć to znaczy, iż nie masz bladego pojęcia o mnie.
-Nazywasz się Hermiona Jane Granger. Urodziny masz 14.02.
Twoi rodzice się rozwiedli. Twój ulubiony kolor to czerwony. Ulubiona liczba 7.
Wakacje spędzasz nad morzem, bo nie przepadasz za górami. Pamiętnik trzymasz
pod komodą. Mam mówić dalej?
-Nie.
W końcu zjechali.
Gdy schodzili Hermiona „straciła” równowagę i wpadła w ramiona Draco.
W tym samym czasie
Ginny zastanawiała się, jak ominąć gigantyczną kolejkę ciągnącą się przez dwa
piętra do swej ukochanej żółtej zjeżdżalni. W końcu zrezygnowana zaczęła się
rozglądać za jakimś przystojnym chłopakiem. Niestety nikogo godnego uwagi nie
było w zasięgu jej wzroku. Dziewczyna już chciała wrócić, gdy wpadła na
wysokiego blondyna, na oko 20-letniego, z wielkim uśmiechem na twarzy.
–
Koledzy
zajęli mi kolejkę, może się przyłączysz ? - zapytał nieznajomy, robiąc przy tym
słodkie oczy, aby zmiękczyć serce czerwonowłosej kobiety.
–
Yyy –
Ginny przez chwilę jakby rozważała tą propozycję, lustrując przy tym wzrokiem
owego młodzieńca, który jej zaproponował tą 'drobnostkę'. Przypominając sobie o
zakładzie, a równocześnie stwierdzając, że chłopak jest niczego sobie,
przytaknęła – Tak, chętnie.
–
Jestem
Daniel. Dokładniej Daniel Boshon. Pochodzę z Francji z maleńkiego malowniczego
miasteczka na południu – Vedana. Tutaj przyjechałem z przyjaciółmi świętować
ukończenie szkoły. A ty ? Powiedz coś o sobie. Co taka ślicznotka robi sama ?
–
Oh,
dziękuję za komplement. Ja nie jestem tu sama. Po prostu rozdzieliłyśmy się na
chwilę z przyjaciółką. Zawsze chciałam pójść na tą żółtą zjeżdżalnie – zaśmiała
się, patrząc na chłopaka, który zawzięcie torował jej drogę
Gdy byli już na
górze, blondyn przedstawił ją swoim znajomym. Było ich dwóch. Jeden z nich miał
rude włosy, kilka piegów na nosie, a przy tym zawsze roześmiane oczy – Nill.
Drugi, Sam, był zielonookim szatynem z poważnym podejściem do życia, świata.
Wydał się Ginny trochę nieśmiały.
Kolejne minuty
upłynęły im na przyjemnej rozmowie o błahych sprawach. Kiedy już doszli do
początku najdłuższej ślizgawki w całym aquaparku, jak przystało na prawdziwych
dżentelmenów, przepuścili czerwonowłosą przodem. Dziewczyna czekała już na
zielone światło, gdy nagle usłyszała kłótnie. Trójka jej nowych znajomych
właśnie ucinała sobie 'miłą' pogawędkę z osobą, której nigdy nie chciała by tu
spotkać. Baaa, nawet nie spodziewała by się tu GO spotkać. No, bądźmy szczerzy,
co Blaise Zabini robi w MUGOLANDZIE ze swoim podejściem o czystej krwi ?
–
Czekam
w tej kolejce od godziny, a wy cały czas zajmujecie to miejsce. Co ? Każdej
ładnej kobiecie wciskacie tekst, żeby poszła z Wami, bo jesteście gdzie na
początku ?
–
Co ty
gadasz idioto, łeb ci...
Chłopak nie
dokończył, bo kolega ciemnoskórego mężczyzny dał mu w twarz. Tak właśnie
rozpoczęła się bójka. O dziwo, to właśnie Blaise Zabini próbował rozdzielić
bijących się młodych mężczyzn, jednak zamiast tego zatoczył się w tył w
kierunku odwórconej tyłem, czerwonowłosej kobiety czekającej na zielone
światło, które akurat w tym momencie się pojawiło. Tak się stało, że
brązowooka, chcąc się odepchnąć zahaczyła przez przypadek o nogę swego
szkolnego wroga, sprawiając przy tym, że owy człowiek wylądował tuż za nią.
Siła wody, a także zamykająca się powoli barierka wręcz wymusiła na nich zjazd.
Ginny, po raz kolejny tego dnia zdezorientowana odwróciła się, pragnąc zobaczyć
kto właśnie jedzie tuż za nią, a mało tego, prawie na nią wpada. Duma
dziewczyny już została dzisiaj wystawiona na próbę, kiedy owa osoba jadąca za
nią stwierdziła, że mężczyźni, których nawet polubiła, zapraszali tak każdą,
każdej mówili ten sam tekst... Dlatego też najmłodsza latorośl Weasley-ów
postanowiła, że za wszelką cenę nie da się wyprzedzić temu, mimo wszystko
przystojnemu, Ślizgonowi i poczęła jeszcze dodatkowo się odpychać od ścianek po
bokach, ażeby tylko przyspieszyć. Nasz
kochany Diabełek dopiero w tym momencie poznał z kim ma do czynienia. Ginewra
Weasley. Jedna z dwóch dziewczyn, na które nie działa jego intelekt i
specyficzne poczucie humoru, a która jednocześnie bardzo, ale to bardzo mu się
podoba. Niewiele myśląc nad tą decyzją również zwiększył tempo. W głowie układał mu się iście diabelski plan.
W pewnym momencie wyprzedził swą chwilową konkurentkę, posyłając jej przy tym
rozbrajający uśmiech. Gdy młoda kobieta przyspieszyła nie przewidziała jednej,
drobnej rzeczy – Zabini w jednej chwili gwałtownie zahamował i lekko się odwrócił,
powodując tym samym, że Wiewiórka, na której mu od dłuższego czasu zależało
wpadła właśnie sama w jego objęcia.
–
Co...co
Ty robisz ? - wykrztusiła brązowooka nadal patrząc w przenikliwe tęczówki swego
odwiecznego wroga, który teraz, o ironio, gładził delikatnie jej policzek,
przytrzymując jednocześnie mniej więcej w połowie zjeżdżalni.
–
Co ja
robię ? Jeszcze nic... Jak do tej pory – stwierdził, zbliżając coraz to
bardziej swoją twarz do jej. Dziewczyna siedziała jak zaklęta, modląc się w
duchu, by nie usłyszał jak szybko bije jej serce, jak bardzo pragnie tego
pocałunku i to nie tylko przez wzgląd na ten zakład, chociaż samej przed sobą
ciężko było jej się do tego przyznać. Gdy ich usta dzieliły już milimetry,
zawył alarm. Ktoś musiał powiadomić obsługę o tej małej wpadce, dzięki której
dwie osoby zamiast jednej wpadły to zjeżdżalni, ponieważ nagle po chwili
piszczenia w całej żółtej spirali słychać było poważny głos ratownika.
–
Do
osób, przebywających w turbo-zjeżdzalni: zaraz puścimy więcej wody, abyście
mogli w spokoju i bez żadnego ryzyka zjechać. Proszę być przygotowanym - zakończył kulawo mężczyzna.
Dziewczyna wolno,
starając się nie patrzeć na chłopaka koło niej, co było wyjątkowo trudne,
wyminęła go, po czym popłynęła dalej, nie oglądaj już za siebie. Nie mogła
przeboleć chwili swojej słabości. Jego zielone oczy były hipnotyzujące, a
dłonie błądzące po jej twarzy wywoływały niekontrolowane dreszcze. Niezależnie
od tego, jak bardzo chciała znów poczuć jego dotyk, wiedziała, że
prawdopodobnie tylko się bawił, bo przecież, co ślizgon miałby widzieć w
gryfonce ? I to Zdrajczyni Krwi ? To zgoła niemożliwe. Czerwonowłosa jak najszybciej wyszła z
basenu, w którym wylądowała po czym wybiegła na dwór. Nie chciała teraz spotkać
Miony, nie mogła jej powiedzieć, że zwykły obślizgły gad z Domu Węża potrafił
wzbudzić w niej takie emocje. Nie patrząc na nikogo, podeszła do barierki na samym krańcu odkrytej 'plaży'.
Niespodziewanie ktoś objął ją delikatnie od tyłu i obrócił w swoją stronę.
Oczywiście nie był to nikt inny, jak Blaise. Chwila słabości... Zazwyczaj to
ona była tą silną, zazwyczaj to ona była pocieszycielem, zazwyczaj to ona
potrafiła się szybciej pozbierać, to ona była silniejsza.... Jednak teraz słone
krople spływała strużkami po jej policzkach. Mimo to nie odważyła się podnieść
wzroku. Nie chciała zobaczyć tam wstrętu, po prostu nie zniosłaby tego.
–
Nie
zrobiłem tego dla zabawy – powiedział, podnosząc jej podbródek. - Od...
jakiegoś czasu nie mogę Cię wyrzucić z głowy. Za każdym razem, jak widzę Twój
uśmiech, słyszę Twój śmiech mam ochotę tam podejść i być właśnie przy Tobie. I,
choć zabrzmi to dziwnie, to nie chcę być Twoim wrogiem numer 1. To cholernie
boli, kiedy chcesz dobrze, a ktoś i tak widzi w tym podtekst. Wiem też, że
raczej tego nigdy nie zmienię, ale wiedz, że choć nie wiem o Tobie wiele, to z
czasem uzależniłem się od Twojego towarzystwa, nawet jeśli jedyny czas jaki
razem spędzamy to wzajemne obelgi i cięte riposty. I, jak już mówiłem, wiem, że
nic to nie zmieni, ale musiałem Ci to powiedzieć. Teraz przynajmniej z czystym
sumieniem mogę stwierdzić, że nie miałem szans – powiedział, po czym ostatni
raz przejechał opuszkami palców po policzku dziewczyna z zamiarem odejścia.
Brązowooka miała
istny mętlik w głowie. Nie wiedziała, co powiedzieć. Czuła coś do tego
Ślizgona, ale nigdy nie potrafiła się do tego otwarcie przyznać. Teraz, kiedy
jej to powiedział kompletnie nie wiedziała co zrobić – pozwolić mu ot tak
odejść ? Zatrzymać go ? Gdy zabrał swą rękę i już się odwrócił w ułamku sekundy
podjęła decyzje. Nie, nie zgodzi się, żeby ją tu teraz zostawił. Złapała go za
dłoń.
–
Jak ty
to sobie wyobrażasz ? Prawie nic o Tobie nie wiem, zresztą Ty o mnie też. Od
lat byliśmy wrogami, a ja dziewczyną wybrańca... Myślisz, że nawet jeśli by nam
się kiedykolwiek udało zaakceptowali by to ? Wątpię – szepnęła patrząc w jego
zielone tęczówki.
–
Nie, z
pewnością nie wszyscy, by to zaakceptowali, ale prawdziwi przyjaciele owszem.
Co więcej chodź, coś Ci pokażę – dodał, uśmiechając się przy tym łobuzersko.
Dziewczyna z
zaskoczeniem odkryła, że idą w kierunku tkz. „skoczni Małysza”, przy której
siedziała para. Ale nie byle jaka para. Hermiona Granger pochodząca z rodziny
mugoli z niejakim arystokratom, czystokrwistym wrogiem Draconem Malfoyem. Ginny
stała przez chwilę zszokowana zachowaniem przyjaciółki, jednak po chwili
przypomniała sobie o swoim towarzyszu, stojącym u jej boku.
–
A
niech się dzieje, co chce – mruknęła, po czym lekko przyciągnęła go jeszcze
bardziej do siebie, wkładając przy tym rękę w jego kruczoczarne włosy. Nie
minęła sekunda, a trwali już w namiętnym pocałunku. Zarówno oni, jak i para, na
którą przed dosłownie minutą patrzyli...
10 LAT później....
Dwie pary siedziały
wygodnie na tarasie, podziwiając nadmorski wschód słońca i popijając jednocześnie
życiodajny napój – kawę, pomijając Ginny, która, jako kobieta w stanie
błogosławionym musiała zadowolić się herbatą
–
Pamiętacie
jak się poznaliśmy ? - zapytał Hermiona Granger, opierając się wygodnie o
klatkę piersiową swego mężczyzny.
–
Ciężko
zapomnieć – mruknął cicho Diabeł, wywołując tym samym perlisty śmiech swojej
żony.
–
No
wiesz, kochania, to było bardzo, ale to bardzo romantyczne, co mi wtedy
powiedziałeś – stwierdziła w dalszym ciągu rozchichotana kobieta.
–
Wreszcie
nadarzyła się okazja, żebym Ci powiedział prawdę... Zresztą Smok też długo z
tym zwlekał. Wizyta w aquaparku postanowiła go właściwie przed faktem dokonanym
– albo teraz, albo nigdy – dodał z uśmiechem Blaise gładząc jednocześnie
brzuszek swej wybranki.
–
Oh,
zamknij się. Jak ty coś palniesz to aż strach się bać – jęknął demonstracyjnie
Draco, na co wszyscy, jak jeden „mąż” wybuchnęli szczerym śmiechem.
Hermiona i Draco,
jako świeżo upieczone małżeństwo wybierali się w najbliższym czasie na miesiąc
miodowy w dalekie strony, obiecując sobie przy tym odwiedziny Austrii i
Szwajcarii, jako że było to zawsze marzeniem brązowowłosej kobiety. Cieszyli
się szczęściem przyjaciół, którym na świat niedługo miało przyjść dziecko. Nie
wiedzieli jeszcze, że oni sami też w niedalekiej przyszłości będą przeżywać to
samo. Zaś Ginny i Blaise nigdzie się nie
spieszyli. Oczekiwali narodzin swojego maleństwa (jak się potem okazało nawet
nie jednego, ale dwóch – bliźniaków), pogłębiając w dalszym ciągu swoją miłość.
I choć, jak w
każdym związku, i w tych zdarzały się problemy, kłótnie to owi ludzie na zawsze
pozostali razem. Podczas gdy inni brali rozwody ta kompletnie różna czwórka
szukała zawsze kompromisu. Żyli razem długo i szczęśliwie....
Tak, dedykacja ratownikom zdecydowanie się należy, szczególnie temu łysemu, który za nami chodził... xD
OdpowiedzUsuńI jeszcze temu, który na nas gwizdał... ;)
Wątek Hermiony był bardzo krótki, ale treściwy ^^
OdpowiedzUsuńZaś wątek Ginny dłuższy, bardziej skomplikowany i taki inny, częsciej spotyka się fanfiction w którym to Granger przyporządkowana jest taka historia. Taki zamiennik też jednak jest fajny :3
Dobrze to sobie poukładałyście. Kocham zakończenie - " i żyli długo i szczęścliwie" Awww <3
Przykro mi, że dopiero teraz komentuje, ale byłam w Grecji na wakacjach ;3