wtorek, 22 lipca 2014

Miniaturka 15 cz.1.


Dwudziestopięcioletnia kobieta stanęła przed jednymi z wielu drewnianych brązowych drzwi, jakie mieściły się w Ministerstwie Magii. Co wyróżniało je z pośród pozostałych? Prowadziły do jej gabinetu, o czym informowała przybita do ściany obok framugi metalowa tabliczka z wygrawerowanym napisem:

HERMIONA GRANGER- MALFOY

ZASTĘPCA MINISTRA MAGII

Miona, tak nazywali kobietę jej przyjaciele, wyciągnęła z torebki różdżkę, szepnęła zaklęcie, dzięki któremu  mogła dostać się do pokoju. Rzuciła torebkę na biurko i podeszła do szafy. Ten dzień nie rozpoczął się dla niej dobrze.  Kiedy po przebudzeniu zaburczało jej w brzuchu ruszyła w stronę lodówki. Otworzywszy  drzwi przekonała się, że nie znajduje się w niej nic nadającego się do spożycia. Sama była temu winna. Draco był raczej gościem w ich apartamencie- częste podróże męża spowodowały, że Hermiona nie chciała mieszkać w willi Malfoyów- w tym wielki budynku czułaby się zbyt samotna. Ją natomiast pochłonęła praca, co skutkowało brakiem czasu na tak prozaiczne zajęcia, jakim jest zrobienie zakupów. Zamknęła lodówkę nogą. „No nic, pójdę przed pracą do jakiegoś sklepu”- pomyślała. Mogła użyć magii, ale nie lubiła jej nadużywać  i się nią wyręczać. „Ona ma ułatwiać życie, a nie przeżyć je za mnie „ – często powtarzała to stwierdzenie.  Poszła do garderoby, gdzie założyła na siebie białą koszulę, garsonkę w kolorze kawy z mlekiem, do której dobrała buty, torebkę i biżuterię. Za nim założyła złoty zegarek, schowała pod rękawem srebrny łańcuszek, którego nigdy nie ściągała. Był jej talizmanem, ale także pamiątką przeszłego życia (zanim dowiedziała się, że jest czarownicą), ale także symbolem  nadziei. Zrobiła lekki makijaż i spryskała się perfumami- prezent od państwa Zabinich z okazji urodzin. Wychodząc z apartamentu rzuciła zaklęcia zabezpieczające. Gdy wyszła z budynku, jej wzrok skierował się w stronę czarnego audi. Miona spojrzała w niebo.

-Wybacz mi kochanie- zwróciła się do auta- ale dzisiaj jestem zbyt zmęczona, aby prowadzić, a  poza tym muszę znaleźć sposób na rozwiązanie problemów z jakimi zmaga się teraz ministerstwo.  Wiesz, że lepiej mi się myśli, kiedy idę.

Po kilku minutach kobieta doszła do swojego ulubionego sklepu.

-Miona! Jak dawno Cię tu nie było!- zawołał starszy ciemnoskóry mężczyzna. Po czym podszedł do niej i ją przytulił.- Schudłaś i wyglądasz jakbyś dawno nie spała.

- Nie ma to jak usłyszeć komplement z rana – mruknęła Hermiona pod nosem, po czym uśmiechnęła się smutno.

-Przepraszam, po prostu martwię się o Ciebie, dziewczyno. Powinnaś trochę przystopować. Owszem ministerstwo jest ważne, ale nie może być całym Twoim życiem.

-Dziękuję panie Zabini. Rzeczywiście wezmę sobie tydzień urlopu , jak tylko skończę najważniejsze sprawy- czyli… za trzy miesiące- dodała w myśli.

Hermiona minęła ojca Blaisa i wzięła z pułki jogurt wiśniowy, bułkę wielozbożową oraz mrożona kawę. Podeszła do kasy.

- Na koszt firmy.

-Ale…

-Jesteśmy prawie rodziną.

-Dziękuję.

-Wpadaj częściej.

Sklep od ulicy dzielił wąski chodnik. Gdy Mionka wyszła ze sklepu ochlapał ją przejeżdżający samochód.  

Westchnęła i poszła dalej. Gdy weszła do budynku, w którym mieściła się główna siedziba ministerstwa, natknęła się na Rona. Nie znosiła tego mężczyzny- robił wszystko, aby zdobyć jej stanowisko. Wesley nie omieszkał skomentować plam na stroju Hermiony, za co został obdarzony spojrzeniem, które mogłoby spowodować zawał u niejednego człowieka, jednak na nim nie zrobił najmniejszego wrażenia.

            Teraz Hermiona stała przed szafą w swoim gabinecie. Wyciągnęła z niej „zestaw awaryjny „ i rzuciła zaklęcie, dzięki któremu była teraz ubrana w białą koszulę, wsadzoną do ciemnogranatowych dżinsów. Na górę narzuciła czarną marynarkę, a na stopy buty w tym samym kolorze.  Poszła do łazienki, aby poprawić makijaż. Gdy skończyła, zaczęła się przyglądać swojemu odbiciu w  lustrze. „Stary Zabini ma rację. Należy mi się trochę odpoczynku. Minister powinien to zrozumieć. Przecież wypoczęty i zadowolony z życia pracownik to dobry parownik. Prawda? Świetnie nawet samej siebie nie jestem wstanie przekonać.” Zamiast do swojego biura udała się do gabinetu ministra. Była jedyną osobą, która mogła wejść do tego pokoju bez pukania.

-Co Cię sprowadza?

-Chcę wziąć kilka dni urlopu.

-Wykluczone.

-Słucham?

-Jesteś potrzebna. Zresztą miałem  do Ciebie iść i zapytać się, czy nie zostaniesz dzisiaj dłużej, bo moja córka ma urodziny, a ja zapomniałem, o tym gdy umawiałem się na spotkanie. Pójdziesz za mnie.

-Czyli możesz sobie pozwolić na życie prywatne, a ja nie! –Herm była wściekła. Z jednej strony chciała by to dziecko miało udane urodziny, ale miała dosyć tego, że Harry wykorzystywał ją w pracy, dając jej coraz więcej obowiązków.

-Miona, to nie tak. Ja wiem, że wiele poświęcasz dla pracy i tego nie kwestionuję. Dziękuję Ci za to, że zrezygnowałaś z jeżdżenia na mecze Draco, ale zrozum nastały ciężkie czasy i każdy z nas musi dać teraz z siebie jeszcze więcej!

-Z czego ja mam jeszcze zrezygnować, żeby bardziej się poświęcić pracy? NO Z CZEGO?           -Krzyknęła pani Malfoy. Nagle poczuła silny ból w podbrzuszu. Upadła na kolana. Po chwili po jej nogach zaczęła się sączyć krew, która przeciekała rzez materiał spodni. Miona popatrzyła w oczy Harry'ego, po czym straciła przytomność i osunęła się na podłogę.

 

            Drużyna Quidditcha, w której grał Draco właśnie szykowała się do najważniejszego meczu w sezonie. W chwili kiedy Malfoy miał przypomnieć ostatnie ustalenia, zadzwonił jego telefon. Spojrzał na wyświetlacz. Zabini- on to zawsze ma wyczucie.

-Nie mogę gad…

-Miona jest w szpitalu.

-W Mungu? Dlaczego ? Co się stało?

-To nie jest rozmowa na telefon.

 

-Drużyno!- wrzasną, aby wszyscy na niego spojrzeli. – Dzisiaj gracie beze mnie, moje miejsce zajmie Nevil. Macie się go słuchać.

Nie zważając na protesty, teleportował się.

-Draco- zawołała Ginny- Tak mi przykro.- podeszła do blondyna i przytuliła się do niego. – Miona poroniła.

 

Hermiona siedziała na łóżku i płakała. Nagle w drzwiach stanął Draco. Informacja Ginny na temat poronienia nie zrobiła na nim wrażenie. Pani Zabini równie dobrze mogła mówić o pogodzie. Jednak kiedy zobaczył swoją żonę, coś ścisnęło go w sercu. Dawno nie widział jej tak zagubionej i kruchej. Efekt wzmacniały cienie pod oczami oraz to, że Miona schudła. Podszedł i przytulił ją.

-Ja przepraszam.. Ja nie chciałam… nawet nie mieliśmy szansy go pokochać, ale nie, ja go kocham….nie mogliśmy się cieszyć… to moja wina… przepraszam

Nie zaprzeczał jej słowom, bo wiedział, że zamiast ją uspokoić, zdenerwowałby ją, a to było ostatnim, czego teraz potrzebowała.

Hermiona poczuła się bezpieczniej w ramionach męża. Była mu wdzięczna, że nic nie mówi. Nie chciała słuchać sztucznych zapewnień, że wszystko się ułoży, że wszystko będzie dobrze. Nic nie będzie dobrze. Tak wiele poświęciła dla pracy, dlaczego musiała oddać jeszcze dziecko?!

Siedzieli wtuleni w siebie parę godzin, gdy do Sali wszedł Magomedyk.

-Może pan zabrać już żonę do domu- stwierdził i wyszedł. Hermionie nie wiedziała, czy jest zła na lekarza za tę oschłość, czy wdzięczna za brak zbędnych pocieszeń.

Draco przywołał z domu dla Miony  czarne legginsy i swoją białą bluzę z nadrukiem. Następnie rzucił zaklęcie, dzięki któremu te ubrania znalazły się na Hermionie. Wziął żonę na ręce i teleportował się do domu. Położył ją do łóżka i przytulał dopóki nie zasnęła. Potem poszedł do łazienki, zdjął strój do gry w Quidditcha, wykąpał się. Założył czyste bokserki i dosłownie walnął się do łóżka wykończony.

Rano kiedy otworzył oczy liczył na to, że Miona już otrząsnęła się ze straty i spędzą razem kilka miłych dni. Jak bardzo się mylił… Z Mioną z dnia na dzień było coraz gorzej. Praktycznie nie wstawała z łóżka. Draco próbował z nią rozmawiać, ale Herm dawała mu lakoniczne odpowiedzi.  Siedzieli więc w ciszy. Draco wmuszał w nią codziennie wieczorem jeden posiłek, po czym zasypiał z nadzieją, że jutro będzie lepiej. Żyli, a właściwie byli w tym układzie przez ponad tydzień. Draco miał dość zachowania żony i postanowił, iż dzisiaj jej o tym powie. Nie spodziewał się, że aż tak go poniesie:

-Kochanie.

Zero reakcji.

-Kochanie- zaczął jeszcze raz- to już za długo. Owszem przez tydzień bawiłem się w Twojego kelnera oraz opiekuna, ale już WYSTARCZY. TRZEBA ŻYĆ DALEJ. DZIECKO BYŁO I GO NIE MA.  JAK TAK BARDZO CHCESZ TO NIE MA PROBLEMU, TYLKO POWIEDZ- JESTEM NA TWOJE ZAWOŁANIE.-wziął głęboki oddech- wyjeżdżam na tydzień. Jak wrócę powiesz mi, czy chcesz wrócić do świata żywych, czy dalej się nad sobą użalać. Jeżeli wybierzesz drugą opcję, złożę pozew o rozwód. Nie, nie grożę Ci, tylko stwierdzam fakt. Kocham Cię, ale związek na odległość i tak jest trudny bez Twoich humorków.

Gdy wyszedł, Miona przestała hamować łzy. Wyciągnęła rękę przed siebie i spojrzała na srebrny łańcuszek.
-------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Miniaturka z dedykacją, dla tych którzy czekali i wchodzili na tego bloga.
Dziękuję.
Ps. Bez bety.