sobota, 25 stycznia 2014

Zawieszam

Hej,
Blog zostanie zawieszony, gdyż (mam nadzieję, że chwilowo) straciłam ochotę do pisania Dramione.  Liczę na to, iż  wrócę z nowymi notkami za miesiąc, dwa , najpóźniej za rok. Dziękuję wszystkim, którzy czytali posty.

Wasza ,
Lusia M

piątek, 10 stycznia 2014

Rozdział 3- Daniel.... Ten Daniel ?!

Hej :D
Rozdział bez bety. Liczba słów 2222 :) Dedykacja dla Sary Grey <3.

----------------------------------------------------------------------------


-Uffffffffff- taki dźwięk wydobył się z ust Dramiony, która po długiej podróży, padła nieżywa na fotel.- To był najpiękniejszy prezent, jaki mogłeś nam sprawić- odezwała się po chwili w stronę swojego narzeczonego.

-Tato.

-Słucham Cię, skarbie.

-Za tydzień też nas zabierzesz na weekend do Wiednia?

-Kochanie, jakbyśmy tam jeździli co tydzień, to by Ci się znudziło.

-Mi się to miejsce nigdy nie znudzi.

-Kiedyś jeszcze tam pojedziemy, obiecuję.

-Jej-sześciolatka zaczęła skakać. -Moment, „kiedyś” to znaczy?

-W przyszłości.

-To znaczy?

-To znaczy, że teraz czas, abyś się udała do łóżka.

-Ale tato…

-Bez żadnego „ale”.

-Mamo?

-Kochanie, później o tym porozmawiamy.

-No dobrze.

Dramiona obudziła się z pięknego snu. Nie pamiętała jego treści, ale wiedziała, iż był cudowny. Długo leżała myśląc o weekendzie spędzonym w Austrii. Uwielbiała to miejsce tak samo jak jej córka.  Miło było znów odwiedzić muzea, parki, poczuć atmosferę tego miasta. Kobieta wstała powoli z łóżka. Była w domu sama- John w pracy- pojechał na delegację i miał wrócić w piątek po południu, Amelka w przedszkolu, a potem miała pojechać do koleżanki i spędzić tam trzy kolejne noce. Panna Granger zjadła śniadanie. Usiadła na kanapie w salonie, zawinęła się w koc, a w ręce trzyma wcześniej zrobione kakao.  Spojrzała na kalendarz. Wtorek. Dzięki wyjazdowi jej myśli były skupione na czymś zupełnie innym, a teraz gdy siedziała sama w mieszkaniu,  zaczęła zastanawiać się czy jest gotowa na to co miało ją czekać za trzy dni, aby zagłuszyć cichy głosik, który twierdził, że jest jeszcze za wcześnie, włączyła jakieś romansidło i udawała, że ją interesuje.  Tak minęły jej dni aż do piątku.  Dramiona cały dzień była w letargu, z którego obudziła się dopiero, gdy siedziała w okręgu i trzymała ciocię za ręce.

-Skarbie, nie wiem dokładnie o czym opowiadała Ci Twoja mama. Mogłabyś mi powiedzieć, na czym skończyła

-Mama skakała. Opowiedziała mi o tym jak dostała list, rozmowie z dyrektorem, wyprawie na pierwsze zakupy do szkoły, o pierwszym spotkaniu z tatą, o tym jak to się stało, że miała tak bliskie kontakty z wujkiem Will’em,  o tym jak Cię poznała, wyjeździe z tatą nad jezioro. To chyba wszystko, ale jak sobie coś jeszcze przypomnę to od razu wspomnę.

-Gotowa?

-Chyba…

-Hermiono, rozumiem , że tamten chłopiec Cię zdenerwował, ale nie powinnaś przechodzić do rękoczynu.

-Tato,  sama nie wiem, co we mnie wstąpiło, po prostu czułam, że jeżeli teraz nie pokarzę mu, iż się go nie boję, to będę miała problemy w szkole.

-Proponuję o tym zapomnieć – odezwała się Jane.

Dni dzielące Mionę o pierwszego dnia szkoły minęły nadzwyczajnie szybko.

-TATO!!!!!!!!!

-Co się stało?- do pokoju swojej córki wpadł Daniel Granger. Połowa jego twarzy była w piance do golenia, a w ręce trzymał maszynkę, przez ramię miał przerzucony ręcznik, który miał posłużyć w razie czego jako broń.

-Jak my się dostaniemy na dworzec?

-Limuzyną ?- zapytał mężczyzna zdziwiony pytaniem swojej księżniczki.

-Nie możemy.

-Nie możemy?

-Tato, czy Tobie trzeba wszystko tłumaczyć?

-Co mi trzeba tłumaczyć?

Miona załamała się „ogranięciem” Daniela , a właściwie jego brakiem .

-Przecież wczoraj wieczorem powiedziałam Ci , że Dumbledore napisał, iż musimy przejść przez ścianę między peronami 9 i 10 niepostrzeżenie.

-A co ma do tego to, jak dostaniemy się na dworzec?

Po tym pytaniu z jedenastoletniej dziewczyny uleciały wszystkie siły życiowe.

-Kim jesteś z zawodu, tato?

-Projektantem.

-Jakim?

-Sławnym.

-I skromnym- dodała Miona ironicznie w myślach.- Kto za Tobą podąża i śledzi każdy Twój krok?- zapytała na głos.

-Dziennika…. AAAAAAA nie mogłaś tak od razu?

-Nie ważne. No to jaki jest plan?

-LIAM!!!!!!!!!!!

-Co mogę dla Pana zrobić?

-Wymyśl jakiś sposób na dostanie się na Dworzec Główny bez zwracania uwagi  paparazzi.

-A gdyby Stella ucharakteryzowała Was ?

-Dobrze, ale to nie zmienia faktu, iż rozpoznają nas po limuzynie.

-Mogą Państwo pojechać moim samochodem. Nie należy do najlepszych, ale ma przyciemniane szyby…

-Świetnie. Idę zadzwonić po Stellę.

-Kim jest Stella?- zapytała niedoinformowana dziewczynka.

-Ona maluje kobiety na pokazy ubrań zaprojektowanych przeze mnie-odpowiedział Daniel.

Kiedy Pan Granger opuścił pokój Miony, Liam zamierzał pójść w jego ślady.

-Czekaj.

-Co się stało księżniczko?

-Możemy porozmawiać?- zapytała jedenastolatka. Mężczyznę , który pracował dla Daniela, traktowała jak najlepszego przyjaciela. Zawsze zwierzała Mu się ze swoich przemyśleń, wątpliwość. Był dla Niej jak pamiętnik, tyle  że lepszy od papierowego, gdyż odpowiadał. Liam był przystojnym, wysokim i inteligentnym trzydziestoletnim mężczyzną, kawalerem.

-Boję się.

-Czego kochanie?

- Opowiadałam Ci o tym chłopaku, którego spotkałam z rodzicami na przekątnej, pokątnej, czy jak jej tam było.  A co jeżeli inni mnie przekreślą, bo jestem „SZLAMĄ” ?

Mężczyzna usiadł na łóżku obok swojej pupilki i przytulił ją.

-Skarbie, społeczeństwo dzieli się na wiele sposobów. Jednym z nich jest na tych, którzy oceniają po pochodzeniu, wykształceniu, majątku, a inni po tym jaka właściwie jest osoba. Nie martw się na pewno znajdziesz w Hogwarcie jakąś przyjaciółkę.

-A co jeśli znajdę przyjaciółkę, ale reszta będzie mi uprzykrzała życie?

-To wtedy będą mieli ze mną do czynienia.

-A co jeśli Cię rozpoznają i wsadzą do więzienia, o ile coś takiego mają?

-Nie martw się, przebiorę się w taki sposób, że nikt mnie nie rozpozna. Nawet Ty.

-Ja Cię zawsze rozpoznam. A co jeśli ich będzie za dużo i nie dasz sobie rady.

-Jeżeli powiesz mi, iż jest więcej niż pięciu, to poproszę moich znajomych o pomoc.

-A co jeśli…

-Księżniczko, dlaczego rozpatrujesz  tylko czarny scenariusz? Może okaże się, że ta szkoła będzie najpiękniejszym wspomnieniem z Twojego życia. Może spotkasz tam przyjaciół. Może to będzie nie zapomniana przygoda. Z resztą nie zapominaj o umowie, jaką zawarłaś z rodzicami: jeżeli po miesiącu stwierdzisz, że Ci się tam nie podoba, wrócisz do domu.

-Pamiętam. Wymieniając zalety zapomniałeś dodać jedno „może”.

-Hm?

-Może spotkam tam mojego przyszłego  męża………- Hermiona rozpłynęła się.

-A co to, to nie.

-Dlaczego?

-Bo zabiję każdego chłopaka, który zbliży się do Ciebie, na zasadzie więcej niż przyjaciel. Jesteś za młoda na to, aby mieć partnera.

- Kto, jak kto, ale Ty powinieneś wiedzieć, że żartowałam. Żadnych facetów przed trzydziestką.

-Jestem z Ciebie dumny- mężczyzna jeszcze raz przytulił swój skarb i wyszedł z pokoju, aby Miona mogła się ubrać. Kiedy jedenastolatka otworzyła drzwi od garderoby, po raz drugi tego dnia w domu Grangerów, można było usłyszeć krzyk:

-TATO!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!

-Co się stało córeczko?- tym razem mężczyzna przyszedł już ubrany w dżinsy i  koszulę, a na twarzy nie miał pianki.

-Nie mam się w co ubrać – powiedziała smutna Miona. Dziewczynka w myśli zacytowała : Dzieci szewca chodzą bez butów, a dzieci lekarza chore.

-Nic się nie martw.

-Jak to mam się nie martwić skoro  nie mam się w co ubrać, a tym bardziej nie mam co ze sobą wziąć.

-Zamknij oczy i daj mi rękę.

Mężczyzna wyprowadził córkę z jej pokoju i zaprowadził do swojego gabinetu, gdzie podszedł do ściany i wbił szyfr. Nagle przed nimi otworzyło się przejście do innego pomieszczenia. Daniel wszedł do niego „ciągnąc” za sobą  Mionę.

-Otwórz oczy- wyszeptał do ucha jedenastolatki.

-Tato, skąd się tu wzięło tyle cudownych ubrań?

-Chyba nie zapomniałaś, że jestem projektantem?

-Nie, ale zaprojektowanie tych strojów musiało zająć lata.

- Kiedy ustaliliśmy, że jedziesz do Hogwartu, pomyślałem, iż będziesz chciała mieć ze sobą trochę modnych ubrań.

-Jesteś najlepszym ojcem na świecie- stwierdziła Mionka i mocno przytuliła swojego rodziciela.

-D.u.s.i.s.z- wyksztusił Daniel. Mimo wszystko zadowolony z efektu jaki uzyskał- uśmiech na twarzy Herm był dla niego cenniejszy niż wszystko inne co osiągnął .- Skarbie, wybierz w czym chcesz pojechać, a resztę każe Tatianie zapakować .

Hermiona rozglądała się po ubraniach. Zdecydowała, że na podróż ubierze się sportowo. Wybrała długie dżinsy, różową koszulkę na szerokich ramiączkach, na którą narzuciła szare bolerko, zaprojektowane na bluzę. Tzn. miało długie rękawy, kaptur i zamek z przodu, ale sięgało do połowy klatki piersiowej. Do stroju dobrała różowe adidasy, ciemne okulary na głowę – zamiast opaski do włosów, torebkę w kształcie kuferka. W kolorze  różowym  z szaro- czarnymi elementami. Dziewczyna zadowolona z efektu jaki uzyskała poszła do przedpokoju,  gdzie czekali na nią ucharakteryzowani rodzice, ona nie musiała poddać się temu zabiegowi, gdyż nigdy, jak dotąd, jej zdjęcie nie trafiło do gazet, poza tym w pomieszczeniu był jeszcze Liam i Tatiana.  Ostatnia dwójka mocno wyściskała Mionę, życzyła powodzenia i kazała przysyłać listy. Następnie nastolatka wraz z rodzicami wsiadła do samochodu. Hermiona obserwowała swoje ukochane miasto- Londyn i zastanawiała się, kiedy je następnym razem zobaczy : za miesiąc, czy dopiero w czasie świąt Bożego Narodzenia. Nie pamiętała, kiedy wysiadła z pojazdu, przeszła przez ścianę, momentu pożegnania z rodzicami. Siedziała w samochodzie, a teraz nagle stała na środku korytarza w pociągu i nie wiedziała, co ze sobą począć.  Zaczęła iść przed siebie, zaglądając przez okienka do przedziałów. Nagle na kogoś wpadała. Tym kimś okazał się nie kto inny, jak znajomy z pokątnej. Nie odzywając się do siebie wstali z ziemi i ominęli się. Kiedy Miona zaczęła się cieszyć, że tym razem ich „spotkanie” odbyło się bez nieprzyjemność, usłyszała:

-To nie pokaz mody szlamo- zabolało.

Drzwi jednego z przedziałów otworzyły się i nieznana Mionie dziewczyna wciągnęła ją do środka.

-Nie przejmuj się nim- ma kasę i myśli, że cały świat z tego powodu do niego należy.

-Dzięki, ale nie przejmuję się nim.

Usiadły razem w przedziale i zaczęły rozmawiać .

-Ładna pogoda.

-Zgadzam się z Tobą.

-Do jakiego domu chciałabyś trafić?-zapytała Miona, która w wakacje poczytała trochę o Hogwarcie, dzięki czemu wiedziała, że uczniowie w tej szkole należą do czterech różnych i rywalizujących ze sobą grup.

-Do Slitherin’u. Ja i mój tatuś jesteśmy wężoustni.

-Co to znaczy?

-Rozmawiamy z wężami.

-Możesz powtórzyć?

-Rozmawiamy z wężami.

-Też tak chcę!!!-odpowiedziałam.

-Mój ojciec nazywa się Lord Voldemort. Jest szurnięty, marzy o władzy, ale poza tym jest całkiem fajnym ojcem.  A Twój ?

-Nazywa się Daniel Granger i jest projektantem.

-Jesteś córką tego sławnego projektanta?

-Nom.

-Jejjjjjjjjjjjjjj. Jej, jej.

Dziewczynką bardzo szybko minęła podróż, w czasie której bardzo dużo rozmawiały. Przed ceremonią przydziału obiecał sobie, że nawet, jak trafią do innych domów, to będą utrzymywać ze sobą kontakt.  Po przydziale obie  były szczęśliwe i smutne za razem. Szczęśliwe, bo były razem, smutne, bo żadna z nich nie miała poczucia,  że należy do tego domu. Nie pasowały tam. Wiedziały, że Gryffindor to nie miejsce dla nich. Dormitoria były dwu osobowe. Miona wybrała łóżko przy oknie, Pansy natomiast spała na łóżku koło drzwi. Dziewczyny miały własną garderobę, w której poukładane były już ich ubrania. Gdy dziewczynki przekroczyły próg pomieszczenia Pansy pisnęła:

-Jeju skąd Ty masz takie superowe ciuchy? Nie odpowiadaj.

-Jak chcesz to też możesz w nich chodzić.

-Naprawdę?

-Oczywiście. Też się cieszysz, że od tego roku noszenie szat jest „dla chętnych”?

-Bardzo.

Następnego dnia przy śniadaniu rozdane zostały plany lekcji. Okazało się, że pierwszą lekcją w nowej szkole są eliksiry. Hermiona i Pansy usiadły w trzeciej ławce.

-Witam. Nazywam się Snape. Severus Snape. Jak zapewne wiecie i się domyślacie uczę eliksirów. Pamiętajcie, nie jestem nauczycielem. Jestem Mistrzem. Mistrzem eliksirów. Mistrzem pisanym przez duże M.

-O Boż…- wymknęło się z ust Miony.

-Pani w turkusowym sweterku coś mówiła.

Nikt się nie odezwał.

-Mówię do Ciebie w turkusowym sweterku. Trzecia ławka, pod ścianą. Pansy miała na sobie sukienkę w kwiaty, więc Miona domyśliła się , że to o nią chodzi.

-Mój sweterek jest w kolorze różowym.

-To turkus. Z resztą nie ważne. Mówiłaś coś.

-Nie. Nic.

-Mniejsza.  A zapomniałbym – 10 punktów dla Gryffindoru za rozmawianie na lekcji.

-Ale.

- - 10 punktów za mówienie bez podniesienia ręki. – Zirytowana Miona podniosła rękę do góry.

-Dziecko opuść rękę, teraz ja mówię.

Herm doszła do wniosku, że nie ma najmniejszego sensu, aby ciągnąć to dłużej, więc tym razem pozwoliła wygrać nauczycielowi, uroczyście przysięgając sobie w duszy, że jeszcze się zemści. Po zajęciach „Mistrza” przez duże M, przyszedł czas na Transmutacje i pozostałe lekcje. Wieczorem wykończona Miona padła na łóżko.

-Nie mam siły oddychać- powiedziała od niechcenia Pansy.

-Ja też, a muszę napisać  list do rodziców.

-Ja też powinnam, ale zrobię to jutro.

Herm chwyciła pióro i papier. Szło jej powoli, bo jeszcze się nie przyzwyczaiła do tego nietypowego przyrządu.

 

Drodzy rodzice!

            Przekażcie Liam’owi, że miał rację. Już w pociągu poznałam dziewczynę- Pansy, która może w niedługim czasie zostanie moją przyjaciółką.  Dzisiaj miałam pierwsze lekcje. Chyba podpadłam nauczycielowi od eliksirów, ale mówi się trudno. Pozostali nauczyciele są całkiem, całkiem. Dyrektor osobiście poznaliście, więc nie będę o Nim pisać. Jedzenie jest bardzo dobre, ale nie dorównuje potrawom Tatiany.

            Jest tylko jeden problem. Dość zabawny problem. Papier toaletowy. A właściwie jego brak. Myślałam, że to wyjątkowa sytuacja, ale po rozmowie z piątoklasistką dowiedziałam się, że jest to stałe niedopatrzenie. Dostajemy 5 rolek tygodniowo, a chyba nie jest trudną matematyką pomnożyć 6 klas razy 4 domy razy ok. 20 dziewczyn. Dlaczego 6 klas, a nie 7? Dlatego, że w czerwcu uczniowie klasy 6 są uczeni zaklęcia na wytworzenie papieru toaletowego. Do tego czasu trzeba się niestety o niego bić. W znaczeniu przenośnym i dosłownym.

            Mam nadzieję, że u Was wszystko w porządku. Już tęsknię.

Wasza Mionka.

 

Herm zawołała  jedno z tych dziwnych stworzeń, zwanych przez wszystkich skrzatami, aby przyniosło jej sowę.

Po chwili Angel była już  z ptakiem w ręce w pokoju dziewczynek. Miona wysłała list i położyła się na łóżku koło Pansy.

-Co powiesz, abyśmy wspólnie się pouczyły?

-Świetny pomysł.

Chwilę po tym, jak dziewczyny skończyły, sowa zastukała w szybę. Miała przywiązany do siebie list i paczkę papieru toaletowego.

Droga Hermiono!

            Cieszymy się, że podoba Ci się szkoła. U Nas wszystko w porządku. Będziemy Ci co tydzień przysyłać papier, abyście z Pansy nie musiały zawracać sobie tym głowy. Lecimy- zaraz jest pokaz ubrań taty.

Kochamy Cię

Rodzice

-Znowu.

-Hm?

-Nic.

-Skoro już zaczęłaś.

piątek, 3 stycznia 2014

Rozdział 2 - Balowa...

Hej :)
Kolejna zmiana- w drugiej części rozdziały oprócz numeru będą miały również nazwę. Od następnej notki (rozdział 3) zacznie się opowieść Ginny. Rozdział 2 ma 2050 słów :D Dedykacja dość nietypowa, gdyż dla  pieska ( dzisiaj mija 5 lat odkąd zasnęła snem, z którego już nigdy się nie wybudzi :(  )

Ps.Udanego weekendu ;)

-------------------------------------------------------------------------------------------------------

-Ciociu, gdzie jesteś?- zapytała Dramiona, gdy przekroczyła próg domu Zabini’ch.
 -W piwnicy- usłyszała w odpowiedzi kobiecy głos. Panna Granger nie zwlekając ruszyła ku schodom, a w myśli cieszyła się, że zdecydowała się na adidasy, a nie na szpilki. Kiedy Dramiona była mała często przesiadywała w piwnicy. Lubiła grzebać w kartonach z pamiątkami, albumami, dziennikami. Jednak miejsce, w którym obecnie się znajdowała w ogóle nie przypominało pomieszczenia, które z dzieciństwa zapamiętała Dramiona. Ściany były pomalowane na jasny róż zamiast na szaro. Kobieta w miejscu prowizorycznej lampy zauważyła przepiękny, elegancki żyrandol. W koncie zamiast szafy ze starymi ubraniami, stał barek i mały aneks kuchenny. Zszokowana panna Granger spuściła głowę. Na ziemi również dostrzegła zmiany. Na ziemi leżał miękki, puszysty dywan, który był przeciwieństwem wcześniejszego wyglądu podłogi- szarej wykładziny. Na środku piwnicy stała wielka kanapa, a obok niej dwa fotele, pomiędzy którymi był stół.

-Podoba Ci się?

 -Ciociu jest wspaniale, ale co Cię zachęciło do tak radykalnych zmian?

 -Obiecałam Twojej matce, że dokończę za nią historię jej wielkiej miłości. Pomyślałam, iż miło by było, abyśmy miały kameralne warunki.

 -Ciociu, tu jest…sama nie wiem jak to nazwać. Fenomenalnie? Nie, to słowo nie oddaje uroku tego miejsca. Tej dziewczęcej atmosfery.

 -Cieszę się, że Ci się tu podoba, kochanie.

 -Mam pytanie.

 -Hm?

 -Ciociu, bo poznałaś mamę, kiedy byłyście w piątej klasie. Skąd znasz, wcześniejsze życie mojej rodzicielki.

-Skarbie, odpowiedź jest prostsza niż Ci się wydaje. Kiedy uczyłyśmy się w siódmej klasie i wiedziałyśmy już, że jesteśmy przysłowiowymi „dwoma połówkami jabłka”, jeśli chodzi o przyjaźń, użyłyśmy legilimencję. Nie chciałyśmy mieć przed sobą żadnych tajemnic. Pragnęłyśmy wiedzieć o sobie wszystko. Wielokrotnie w późniejszym czasie powtarzałyśmy ten zabieg. W pewnym momencie stało się to naszą tradycją. W ostatnie piątki miesiąca wieczorami spotykałyśmy się u Miony w domu, chodziłyśmy na strych, tworzyłyśmy z fioletowych świec okrąg i siadłyśmy po turecku w nim. Później czytałyśmy swoje myśli. Gdy kończyłyśmy , potrafiłyśmy jeszcze przez godzinę, czasami więcej, siedzieć w tej pozycji, trzymać się za ręce i patrzeć sobie w oczy – podczas, gdy Ginny prowadziła swój monolog, atmosfera w piwnicy z dziewczęcej zmieniła się na tajemniczą, magiczną i romantyczną. Dramionie zabrakło słów. Wielokrotnie Hermiona zapraszała swoją córkę na piątkowe babskie wieczorki z panią Zabini, jednak panna Granger zawsze miała coś ważniejszego do roboty i dyplomatycznie się wykręcała. Teraz zrozumiała, co straciła. Mogłaby lepiej poznać ojca, matkę, a, co najważniejsze, lepiej ją rozumieć i zbudować z nią głębszą więź. Teraz było już za późno… Ginny zauważyła, że jej słowa spowodowały zadumę u młodszej kobiety, czekała więc cierpliwie, aż Dramiona pozbiera się w środku i się odezwie.

-Ciociu, gdybym mogła cofnąć czas…-po twarzy panny Granger zaczęły płynąć łzy. Potterówna przytuliła dziewczynę, a właściwie już kobietę, którą od zawsze uważała po części za swoją córkę. Panie siedziały przez pewien czas w ciszy. Pierwsza odezwała się Dramiona:

-Ciociu, mam prośbę. Czy… czy mogłybyśmy się spotykać, tak jak Ty z mamą, w piątki, ale co tydzień?

 -Oczywiście- starsza z kobiet uśmiechnęła się ciepło do Magomedyczki.- Od kiedy chciałabyś zacząć?

 Trzydziestolatka zamyśliła się na moment. Analizowała, czy nie jest jeszcze za wcześnie, czy jest już gotowa, by otwarcie rozmawiać o mamie, pierwszy raz od jej śmierci? Westchnęła. Przecież, im dłużej będzie czekać, tym trudniej będzie jej wrócić do tego tematu.

 -Ciociu, czuję, że w tym tygodniu będzie za wcześnie, rany się jeszcze wystarczająco nie zasklepiły, abym była wstanie o tym rozmawiać, bądź słuchać, ale co by ciocia powiedziała na piątek w przyszłym tygodniu?

-Dopasuję się do Ciebie. Co powiesz na kubek gorącego kakao?- Ginny, widząc, stan w jakim była Dramiona, postanowiła rozładować atmosferę i napięcie, które pojawiło się w piwnicy.

 -Z wielką chęcią- odpowiedziała panna Granger i uśmiechnęła się do przyszywanej cioci. -A jak tam w pracy?

-Na razie dostałam miesiąc zwolnienia, a mimo to jest dobrze.

-Rozmawiałam z jednym z moich znajomych, który również pracuje w Mungu. Stwierdził, że radzisz sobie znakomicie na swoim stanowisku. Powiedział również, że dużo osób wierzy w Twój szybki rozwój i awans, patrząc na Twój potencjał i poświęcenie tej pracy.

 -Miło to słyszeć, ale ciocia mnie zna. Nie marzę o stołku. Chcę pomagać innym. Nie dbam o pieniądze, bo je mam, aż w nadmiarze. O opinie innych tym bardziej, chyba, że są bliscy dla mojego serca.

 - Jestem dumna z Ciebie. Zawsze byłam i będę. Pamiętaj, cokolwiek się stanie będziesz masz oparcie we mnie i wujku Blaisie.

 -Dziękuję – Dramiona nie wiedziała, jak odpowiedzieć, a to było jedyne, co przyszło jej do głowy w tym momencie. Po chwili zdała sobie sprawę, że jest już późno, a ona nie wiedziała, ani nie słyszała, aby ktoś poza nimi był w domu. Wcześniej się nad tym nie zastanawiała, gdyż miała klucze i sama otworzyła sobie drzwi, a później pochłonięta była rozmową z Ginny.

 -Ciociu, a gdzie właściwie jest wujek?

-Blaise pojechał z Will’em na ryby. Wracają za kilka dni. Woda od zawsze ich odprężała, jednak nie rozumiem, co oni widzą w łowieniu.

 -Jak byłam mała raz pojechałam z nimi.

 -Naprawdę?

 -To było wtedy, gdy ciocia z mamą pojechała na weekend do SPA.

 -Pamiętam. Jak Ci się podobał wypad na łono natury?

 -Tego nie da się opisać, to trzeba przeżyć, ale dzięki temu rozumiem, dlaczego wujkowie tak chętnie tam jeżdżą.

 -Może kiedyś się skuszę, ale szczerze w to wątpię.

 -Dlaczego? Nie chciałaby ciocia spróbować swoich sił w łowiectwie?

 -Tu nie chodzi o ryby.

 -A o co ?

 - Brzydzą mnie wszelkiego rodzaju ruszające się poczwary.

 -Chodzi cioci o robaki?

 -Nazywaj to jak chcesz. Z własnej woli nie pojadę w miejsce, gdzie jest dużo insektów, a tam na pewno jest ich cała masa. Dramiono, nie śmiej się ze mnie.

 -Przepraszam. Zaraz… przestanę.

 -Co Cię tak bawi, moje dziecko?

 -Bo…ciocia… znowu zaczęła gestykulować.

 Ginny wiedziała już, o co chodzi. Od zawsze miała problem z nadmiernym ruszaniem rękoma, gdy mówiła, jednak im była starsza, coraz rzadziej zdarzało jej się tracić na tym kontrolę. Mimo to, gdy mówiła o rzeczach, które ją brzydziły, przestawała panować nad swoimi kończynami. Po chwili postawiła dwa kubki z parującym kakao na stole i usiadła na kanapie obok Dramiony. Kobiety dyskutował dość długo. Panna Granger postanowiła, że zostanie u cioci na noc. Gdy oba kubki od dawna były puste, a tematy do rozmowy wyczerpane, przedstawicielki płci pięknej wyszły z piwnicy. Ginny udała się do pokoju gościnnego, aby przygotować pościel dla Dramiony, natomiast druga z pań poszła do salonu, by zadzwonić do Johna i powiedzieć mu, że nie wróci dzisiaj na noc domu oraz życzyć Amelce słodkich snów.

Trzydziestolatka myślała, że nie będzie mogła długo zasnąć, rozmyślając o wieczorze spędzonym z ciocią. Myliła się. Chwilę po położeniu się do łóżka, była już w krainie Morfeusza. Obudziła się. Był środek nocy. Na początku nie wiedziała, gdzie jest, ale czuła się bezpiecznie w miejscu, w którym się znajdowała i wiedziała, iż była tu już wcześniej. Po chwili ją olśniło-„Jestem w domu Zabini’ch”. Zapaliła lampkę stojącą przy łóżku. Zaczęła się rozglądać po pokoju. Zauważyła, że z szafy wystaje kawałek czarnego materiału. Wstała z łóżku i podeszła do garderoby, aby poprawić ubranie i zamknąć drzwi mebla. Gdy dotknęła materiał, wiedziała, że kiedyś miała już go w rękach. Zdecydowanym ruchem otworzyła drzwiczki. Zakryła usta ręką, tak jakby chciała powstrzymać krzyk. Szafa była pełna ubrań Miony. Skrawek, który panna Granger miała przed chwilą w swojej dłoni, to był kawałek sukienki balowej, którą kupiła matce w zeszłym roku. Skąd to się tu wzięło? Skąd się to tu wzięło?- kobieta powtarzała w myśli, dopóki nie przypomniała sobie, że Hermiona na jakiś czas miała zamieszkać u Zabini’ch. Zapewne ten pokój miał należeć do niej. Dramiona poczuła, że musi ubrać te czarną sukienkę. Gdy ubranie było już na trzydziestoletniej kobiecie, spojrzała w lustro i stwierdziła, że bardzo przypomina matkę. Machnęła różdżką, dzięki czemu w pomieszczeniu słychać było balową muzykę. Pana Granger zaczęła poruszać się w rytm utworu. Tańczyła minutę, godzinę, a może tylko sekundę. Przerwała, gdy drzwi od pokoju gościnnego gwałtownie się otworzyły, a w progu stanęła właścicielka domu.

 -Kochanie, wszystko w ..- nie dokończyła pytania, gdyż zobaczyła, w co ubrana była młoda kobieta.

 -Ciociu, nie obraź się, ale gdy tylko zobaczyłam tę sukienkę, poczułam, że muszę ją ubrać.

 -Nie gniewam się, przecież te rzeczy od śmierci Twojej matki są Twoją własnością. Dobrze się czujesz? Mogłam umieścić Cię w drugim pokoju, ale nie pomyślałam, iż znajdziesz ubrania Mionki.

-Ciociu, czuję się dobrze. Nic się nie stało. Nie myśl o tym.

- Na pewno?

-Pewno, pewno.

 -Może spróbujesz jeszcze zasnąć? Jest czwarta rano.

-Za bardzo się rozbudziłam, ale jeżeli masz ochotę, to pójdź się położyć, ciociu.

 -Też jestem zbyt rozbudzona.

 -Przepraszam, to moja wina.

-Nie martw się. Ludziom w moim wieku nie potrzeba już tyle snu.

 -Skądś znam ten tekst.

 -Z Twojego ulubionego filmu.

 -Rzeczywiście, jak mogłam wcześniej nie zauważyć?

-Wieczorem nic nie jadłyśmy, więc co powiesz na bardzo późną kolację lub bardzo wczesne śniadanie?

-Z wielką chęcią.

 -No to do kuchni- zarządziła uśmiechnięta Ginny, dla której gotowanie było tym, czym dla jej męża majsterkowanie i łowienie ryb- hobby i odbiciem od codziennych problemów.

 -Ciociu, zaraz dojdę. Nie chcę zniszczyć sukienki przy gotowaniu. Pani Zabini uśmiechnęła się, aby dać Dramionie znak, że rozumie, po czym odwróciła się i poszła do kuchni, by dać trzydziestolatce trochę prywatności. Kiedy panna Granger powiesiła w szafie sukienkę, przejechała ręką po niej i popatrzyła na materiał z rozczuleniem, przypominając sobie uśmiechniętą twarz matki, gdy zobaczyła prezent. Dramiona stała tak jeszcze chwilę, następnie zamknęła garderobę i zeszła do kuchni, skąd można było usłyszeć dźwięki krojenia i smażenia.

 -Dalej lubisz jajecznicę?- zapytała Ginny, która również zdążyła się przebrać w dżinsy i koszulkę z krótkim rękawem, na którą narzuciła fartuch.

 -Mhm. Mogę jakoś pomóc?

 - Zajmiesz się cebulą?

 - Po co się odzywałam- mruknęła pod nosem panna Granger, a na twarz przybrała minę męczennika, typową dla Draco, gdy musiał zrobić coś, czego nie cierpiał lub coś na co nie miał ochoty.

 -Żartowałam- na potwierdzenie swoich słów, rudowłosa kobieta uśmiechnęła się.-Pokroisz chleb?

-Oczywiście- Dramiona również odwzajemniła uśmiech i podeszła do chlebaka. Wyciągnęła pieczywo i położyła na blacie. Następnie wyciągnęła z szafki deskę, a z szuflady nóż. Gdy ukroiła kilka kromek, umyła przedmioty, których używała, a pajdy chleba położyła na talerzu. W tym samym czasie Ginny skończyła smażyć jajecznicę. Kobiety jadły w milczeniu, pogrążone we własnych myślach. Starsza z nich myślała od czego rozpocznie pierwsze z serii piątkowych spotkań. Młodsza o czasie, jaki był jej dany, aby zbudowała niepowtarzalną więź ze swoją matką, a który zmarnowała. Niby nie kłóciły się, miały ze sobą całkiem dobry kontakt i wspierały się, jednak trzydziestolatka czuła, że to nie było to, co powinno łączyć matkę i córkę. Obiecała sobie w duchu, iż nie popełni tego błędu z Amelką. Gdy talerze były puste kobiety udały się do salonu, każda z kubkiem kawy, aby obejrzeć coś w telewizji. Długo skakały po kanałach zanim znalazły coś, co je zainteresowało, ale jak to zazwyczaj bywa, nie minęło pięć minut, a program został przerwany przez reklamy. Panie straciły ochotę na oglądanie, więc wyłączyły urządzenie i zaczęły prowadzić luźną rozmowę. Około godziny 10 Dramiona udała się do domu, gdzie została powitana przez narzeczonego i córkę. Postanowili, że spędzą typowe rodzinne popołudnie, grając w gry i wygłupiając się. Wieczorem wykończona Dramiona położyła się do łóżka i przed zaśnięciem myślała, czego dowie się o swoich rodzicach. W głowie zaczęło rodzić jej się tysiąc pomysłów. Część z nich była zwyczajna, lecz zdecydowana większość wręcz awykonalna lub bezsensowna. Miała miliony pytań, które czekały na odpowiedz, jaka miała nadejść niebawem.

 -Mamo?! Dramiona otworzyła oczy i pierwsze, co zobaczyła to uśmiechnięta twarz jej córki. -Kochanie, coś się stało?- zapytała na pół przytomna kobieta.

 -Tak – to słowo zadziałało na pannę Granger, która gwałtownie wyskoczyła z łóżka, niczym wiadro zimnej wody.

 -Pali się, powódź, tato się rozchorował?

 -Mamo, przecież wtedy bym się nie uśmiechała, tylko byłabym przerażona.

-Rzeczywiście.

- Tato kazał Ci przekazać, że mamy być gotowe, jak wróci, bo ma dla nas niespodziankę.

 -Wiesz może, gdzie poszedł?

 -Nie.

 -A kiedy wyszedł?

 -Jakieś 10 minut temu.

 W chwili, w której Amelka udzielała Dramionie odpowiedzi, kobiety usłyszały stukot kluczy przekręcanych w zamku.

 -Miałyście być gotowe- powiedział, udając złość, John.

-To wszystko wina mamy.

-Moja?

 -Tak, bo nie mogłam Cię dobudzić.

 -Dobrze, już dobrze – mężczyzna czuł, że czas zahamować tę wymianę zdań między matką a córką.

- Zbierajcie się, bo nie zdążymy.

 -Ale na co?- zapytała zdziwiona kobieta.

-Mamo, przecież tata nie może nam powiedzieć, bo nie będziemy miały niespodzianki.

-Amelka ma stu procentową rację, a teraz moje panie- szykować się do wyjścia. To rozkaz- dodał, uśmiechając się.