Hej,
Blog zostanie zawieszony, gdyż (mam nadzieję, że chwilowo) straciłam ochotę do pisania Dramione. Liczę na to, iż wrócę z nowymi notkami za miesiąc, dwa , najpóźniej za rok. Dziękuję wszystkim, którzy czytali posty.
Wasza ,
Lusia M
sobota, 25 stycznia 2014
piątek, 10 stycznia 2014
Rozdział 3- Daniel.... Ten Daniel ?!
Hej :D
Rozdział bez bety. Liczba słów 2222 :) Dedykacja dla Sary Grey <3.
----------------------------------------------------------------------------
Rozdział bez bety. Liczba słów 2222 :) Dedykacja dla Sary Grey <3.
----------------------------------------------------------------------------
-Uffffffffff-
taki dźwięk wydobył się z ust Dramiony, która po długiej podróży, padła nieżywa
na fotel.- To był najpiękniejszy prezent, jaki mogłeś nam sprawić- odezwała się
po chwili w stronę swojego narzeczonego.
-Tato.
-Słucham
Cię, skarbie.
-Za tydzień
też nas zabierzesz na weekend do Wiednia?
-Kochanie,
jakbyśmy tam jeździli co tydzień, to by Ci się znudziło.
-Mi się to
miejsce nigdy nie znudzi.
-Kiedyś
jeszcze tam pojedziemy, obiecuję.
-Jej-sześciolatka
zaczęła skakać. -Moment, „kiedyś” to znaczy?
-W
przyszłości.
-To znaczy?
-To znaczy,
że teraz czas, abyś się udała do łóżka.
-Ale tato…
-Bez żadnego
„ale”.
-Mamo?
-Kochanie,
później o tym porozmawiamy.
-No dobrze.
Dramiona
obudziła się z pięknego snu. Nie pamiętała jego treści, ale wiedziała, iż był
cudowny. Długo leżała myśląc o weekendzie spędzonym w Austrii. Uwielbiała to
miejsce tak samo jak jej córka. Miło
było znów odwiedzić muzea, parki, poczuć atmosferę tego miasta. Kobieta wstała
powoli z łóżka. Była w domu sama- John w pracy- pojechał na delegację i miał
wrócić w piątek po południu, Amelka w przedszkolu, a potem miała pojechać do
koleżanki i spędzić tam trzy kolejne noce. Panna Granger zjadła śniadanie.
Usiadła na kanapie w salonie, zawinęła się w koc, a w ręce trzyma wcześniej
zrobione kakao. Spojrzała na kalendarz.
Wtorek. Dzięki wyjazdowi jej myśli były skupione na czymś zupełnie innym, a
teraz gdy siedziała sama w mieszkaniu,
zaczęła zastanawiać się czy jest gotowa na to co miało ją czekać za trzy
dni, aby zagłuszyć cichy głosik, który twierdził, że jest jeszcze za wcześnie,
włączyła jakieś romansidło i udawała, że ją interesuje. Tak minęły jej dni aż do piątku. Dramiona cały dzień była w letargu, z którego
obudziła się dopiero, gdy siedziała w okręgu i trzymała ciocię za ręce.
-Skarbie,
nie wiem dokładnie o czym opowiadała Ci Twoja mama. Mogłabyś mi powiedzieć, na
czym skończyła
-Mama
skakała. Opowiedziała mi o tym jak dostała list, rozmowie z dyrektorem,
wyprawie na pierwsze zakupy do szkoły, o pierwszym spotkaniu z tatą, o tym jak
to się stało, że miała tak bliskie kontakty z wujkiem Will’em, o tym jak Cię poznała, wyjeździe z tatą nad
jezioro. To chyba wszystko, ale jak sobie coś jeszcze przypomnę to od razu
wspomnę.
-Gotowa?
-Chyba…
-Hermiono,
rozumiem , że tamten chłopiec Cię zdenerwował, ale nie powinnaś przechodzić do
rękoczynu.
-Tato, sama nie wiem, co we mnie wstąpiło, po prostu
czułam, że jeżeli teraz nie pokarzę mu, iż się go nie boję, to będę miała
problemy w szkole.
-Proponuję o
tym zapomnieć – odezwała się Jane.
Dni dzielące
Mionę o pierwszego dnia szkoły minęły nadzwyczajnie szybko.
-TATO!!!!!!!!!
-Co się
stało?- do pokoju swojej córki wpadł Daniel Granger. Połowa jego twarzy była w
piance do golenia, a w ręce trzymał maszynkę, przez ramię miał przerzucony
ręcznik, który miał posłużyć w razie czego jako broń.
-Jak my się
dostaniemy na dworzec?
-Limuzyną ?-
zapytał mężczyzna zdziwiony pytaniem swojej księżniczki.
-Nie możemy.
-Nie możemy?
-Tato, czy
Tobie trzeba wszystko tłumaczyć?
-Co mi
trzeba tłumaczyć?
Miona
załamała się „ogranięciem” Daniela , a właściwie jego brakiem .
-Przecież
wczoraj wieczorem powiedziałam Ci , że Dumbledore napisał, iż musimy przejść
przez ścianę między peronami 9 i 10 niepostrzeżenie.
-A co ma do
tego to, jak dostaniemy się na dworzec?
Po tym
pytaniu z jedenastoletniej dziewczyny uleciały wszystkie siły życiowe.
-Kim jesteś
z zawodu, tato?
-Projektantem.
-Jakim?
-Sławnym.
-I skromnym-
dodała Miona ironicznie w myślach.- Kto za Tobą podąża i śledzi każdy Twój
krok?- zapytała na głos.
-Dziennika….
AAAAAAA nie mogłaś tak od razu?
-Nie ważne.
No to jaki jest plan?
-LIAM!!!!!!!!!!!
-Co mogę dla
Pana zrobić?
-Wymyśl jakiś
sposób na dostanie się na Dworzec Główny bez zwracania uwagi paparazzi.
-A gdyby
Stella ucharakteryzowała Was ?
-Dobrze, ale
to nie zmienia faktu, iż rozpoznają nas po limuzynie.
-Mogą
Państwo pojechać moim samochodem. Nie należy do najlepszych, ale ma
przyciemniane szyby…
-Świetnie.
Idę zadzwonić po Stellę.
-Kim jest
Stella?- zapytała niedoinformowana dziewczynka.
-Ona maluje
kobiety na pokazy ubrań zaprojektowanych przeze mnie-odpowiedział Daniel.
Kiedy Pan
Granger opuścił pokój Miony, Liam zamierzał pójść w jego ślady.
-Czekaj.
-Co się
stało księżniczko?
-Możemy
porozmawiać?- zapytała jedenastolatka. Mężczyznę , który pracował dla Daniela,
traktowała jak najlepszego przyjaciela. Zawsze zwierzała Mu się ze swoich
przemyśleń, wątpliwość. Był dla Niej jak pamiętnik, tyle że lepszy od papierowego, gdyż odpowiadał.
Liam był przystojnym, wysokim i inteligentnym trzydziestoletnim mężczyzną, kawalerem.
-Boję się.
-Czego
kochanie?
-
Opowiadałam Ci o tym chłopaku, którego spotkałam z rodzicami na przekątnej,
pokątnej, czy jak jej tam było. A co
jeżeli inni mnie przekreślą, bo jestem „SZLAMĄ” ?
Mężczyzna
usiadł na łóżku obok swojej pupilki i przytulił ją.
-Skarbie,
społeczeństwo dzieli się na wiele sposobów. Jednym z nich jest na tych, którzy
oceniają po pochodzeniu, wykształceniu, majątku, a inni po tym jaka właściwie
jest osoba. Nie martw się na pewno znajdziesz w Hogwarcie jakąś przyjaciółkę.
-A co jeśli
znajdę przyjaciółkę, ale reszta będzie mi uprzykrzała życie?
-To wtedy
będą mieli ze mną do czynienia.
-A co jeśli
Cię rozpoznają i wsadzą do więzienia, o ile coś takiego mają?
-Nie martw
się, przebiorę się w taki sposób, że nikt mnie nie rozpozna. Nawet Ty.
-Ja Cię
zawsze rozpoznam. A co jeśli ich będzie za dużo i nie dasz sobie rady.
-Jeżeli
powiesz mi, iż jest więcej niż pięciu, to poproszę moich znajomych o pomoc.
-A co jeśli…
-Księżniczko,
dlaczego rozpatrujesz tylko czarny
scenariusz? Może okaże się, że ta szkoła będzie najpiękniejszym wspomnieniem z
Twojego życia. Może spotkasz tam przyjaciół. Może to będzie nie zapomniana
przygoda. Z resztą nie zapominaj o umowie, jaką zawarłaś z rodzicami: jeżeli po
miesiącu stwierdzisz, że Ci się tam nie podoba, wrócisz do domu.
-Pamiętam.
Wymieniając zalety zapomniałeś dodać jedno „może”.
-Hm?
-Może
spotkam tam mojego przyszłego męża………-
Hermiona rozpłynęła się.
-A co to, to
nie.
-Dlaczego?
-Bo zabiję
każdego chłopaka, który zbliży się do Ciebie, na zasadzie więcej niż
przyjaciel. Jesteś za młoda na to, aby mieć partnera.
- Kto, jak
kto, ale Ty powinieneś wiedzieć, że żartowałam. Żadnych facetów przed
trzydziestką.
-Jestem z
Ciebie dumny- mężczyzna jeszcze raz przytulił swój skarb i wyszedł z pokoju,
aby Miona mogła się ubrać. Kiedy jedenastolatka otworzyła drzwi od garderoby,
po raz drugi tego dnia w domu Grangerów, można było usłyszeć krzyk:
-TATO!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
-Co się
stało córeczko?- tym razem mężczyzna przyszedł już ubrany w dżinsy i koszulę, a na twarzy nie miał pianki.
-Nie mam się
w co ubrać – powiedziała smutna Miona. Dziewczynka w myśli zacytowała : Dzieci
szewca chodzą bez butów, a dzieci lekarza chore.
-Nic się nie
martw.
-Jak to mam
się nie martwić skoro nie mam się w co
ubrać, a tym bardziej nie mam co ze sobą wziąć.
-Zamknij
oczy i daj mi rękę.
Mężczyzna
wyprowadził córkę z jej pokoju i zaprowadził do swojego gabinetu, gdzie
podszedł do ściany i wbił szyfr. Nagle przed nimi otworzyło się przejście do
innego pomieszczenia. Daniel wszedł do niego „ciągnąc” za sobą Mionę.
-Otwórz
oczy- wyszeptał do ucha jedenastolatki.
-Tato, skąd
się tu wzięło tyle cudownych ubrań?
-Chyba nie
zapomniałaś, że jestem projektantem?
-Nie, ale zaprojektowanie
tych strojów musiało zająć lata.
- Kiedy ustaliliśmy,
że jedziesz do Hogwartu, pomyślałem, iż będziesz chciała mieć ze sobą trochę
modnych ubrań.
-Jesteś
najlepszym ojcem na świecie- stwierdziła Mionka i mocno przytuliła swojego
rodziciela.
-D.u.s.i.s.z-
wyksztusił Daniel. Mimo wszystko zadowolony z efektu jaki uzyskał- uśmiech na
twarzy Herm był dla niego cenniejszy niż wszystko inne co osiągnął .- Skarbie,
wybierz w czym chcesz pojechać, a resztę każe Tatianie zapakować .
Hermiona
rozglądała się po ubraniach. Zdecydowała, że na podróż ubierze się sportowo.
Wybrała długie dżinsy, różową koszulkę na szerokich ramiączkach, na którą
narzuciła szare bolerko, zaprojektowane na bluzę. Tzn. miało długie rękawy,
kaptur i zamek z przodu, ale sięgało do połowy klatki piersiowej. Do stroju
dobrała różowe adidasy, ciemne okulary na głowę – zamiast opaski do włosów,
torebkę w kształcie kuferka. W kolorze
różowym z szaro- czarnymi
elementami. Dziewczyna zadowolona z efektu jaki uzyskała poszła do przedpokoju, gdzie czekali na nią ucharakteryzowani
rodzice, ona nie musiała poddać się temu zabiegowi, gdyż nigdy, jak dotąd, jej
zdjęcie nie trafiło do gazet, poza tym w pomieszczeniu był jeszcze Liam i
Tatiana. Ostatnia dwójka mocno
wyściskała Mionę, życzyła powodzenia i kazała przysyłać listy. Następnie
nastolatka wraz z rodzicami wsiadła do samochodu. Hermiona obserwowała swoje
ukochane miasto- Londyn i zastanawiała się, kiedy je następnym razem zobaczy :
za miesiąc, czy dopiero w czasie świąt Bożego Narodzenia. Nie pamiętała, kiedy
wysiadła z pojazdu, przeszła przez ścianę, momentu pożegnania z rodzicami.
Siedziała w samochodzie, a teraz nagle stała na środku korytarza w pociągu i
nie wiedziała, co ze sobą począć. Zaczęła
iść przed siebie, zaglądając przez okienka do przedziałów. Nagle na kogoś
wpadała. Tym kimś okazał się nie kto inny, jak znajomy z pokątnej. Nie
odzywając się do siebie wstali z ziemi i ominęli się. Kiedy Miona zaczęła się
cieszyć, że tym razem ich „spotkanie” odbyło się bez nieprzyjemność, usłyszała:
-To nie
pokaz mody szlamo- zabolało.
Drzwi
jednego z przedziałów otworzyły się i nieznana Mionie dziewczyna wciągnęła ją
do środka.
-Nie
przejmuj się nim- ma kasę i myśli, że cały świat z tego powodu do niego należy.
-Dzięki, ale
nie przejmuję się nim.
Usiadły
razem w przedziale i zaczęły rozmawiać .
-Ładna
pogoda.
-Zgadzam się
z Tobą.
-Do jakiego
domu chciałabyś trafić?-zapytała Miona, która w wakacje poczytała trochę o
Hogwarcie, dzięki czemu wiedziała, że uczniowie w tej szkole należą do czterech
różnych i rywalizujących ze sobą grup.
-Do
Slitherin’u. Ja i mój tatuś jesteśmy wężoustni.
-Co to
znaczy?
-Rozmawiamy
z wężami.
-Możesz
powtórzyć?
-Rozmawiamy
z wężami.
-Też tak
chcę!!!-odpowiedziałam.
-Mój ojciec
nazywa się Lord Voldemort. Jest szurnięty, marzy o władzy, ale poza tym jest
całkiem fajnym ojcem. A Twój ?
-Nazywa się
Daniel Granger i jest projektantem.
-Jesteś
córką tego sławnego projektanta?
-Nom.
-Jejjjjjjjjjjjjjj.
Jej, jej.
Dziewczynką
bardzo szybko minęła podróż, w czasie której bardzo dużo rozmawiały. Przed
ceremonią przydziału obiecał sobie, że nawet, jak trafią do innych domów, to
będą utrzymywać ze sobą kontakt. Po
przydziale obie były szczęśliwe i smutne
za razem. Szczęśliwe, bo były razem, smutne, bo żadna z nich nie miała
poczucia, że należy do tego domu. Nie
pasowały tam. Wiedziały, że Gryffindor to nie miejsce dla nich. Dormitoria były
dwu osobowe. Miona wybrała łóżko przy oknie, Pansy natomiast spała na łóżku
koło drzwi. Dziewczyny miały własną garderobę, w której poukładane były już ich
ubrania. Gdy dziewczynki przekroczyły próg pomieszczenia Pansy pisnęła:
-Jeju skąd
Ty masz takie superowe ciuchy? Nie odpowiadaj.
-Jak chcesz
to też możesz w nich chodzić.
-Naprawdę?
-Oczywiście.
Też się cieszysz, że od tego roku noszenie szat jest „dla chętnych”?
-Bardzo.
Następnego
dnia przy śniadaniu rozdane zostały plany lekcji. Okazało się, że pierwszą
lekcją w nowej szkole są eliksiry. Hermiona i Pansy usiadły w trzeciej ławce.
-Witam.
Nazywam się Snape. Severus Snape. Jak zapewne wiecie i się domyślacie uczę
eliksirów. Pamiętajcie, nie jestem nauczycielem. Jestem Mistrzem. Mistrzem
eliksirów. Mistrzem pisanym przez duże M.
-O Boż…-
wymknęło się z ust Miony.
-Pani w
turkusowym sweterku coś mówiła.
Nikt się nie
odezwał.
-Mówię do
Ciebie w turkusowym sweterku. Trzecia ławka, pod ścianą. Pansy miała na sobie
sukienkę w kwiaty, więc Miona domyśliła się , że to o nią chodzi.
-Mój
sweterek jest w kolorze różowym.
-To turkus.
Z resztą nie ważne. Mówiłaś coś.
-Nie. Nic.
-Mniejsza. A zapomniałbym – 10 punktów dla Gryffindoru
za rozmawianie na lekcji.
-Ale.
- - 10
punktów za mówienie bez podniesienia ręki. – Zirytowana Miona podniosła rękę do
góry.
-Dziecko
opuść rękę, teraz ja mówię.
Herm doszła
do wniosku, że nie ma najmniejszego sensu, aby ciągnąć to dłużej, więc tym
razem pozwoliła wygrać nauczycielowi, uroczyście przysięgając sobie w duszy, że
jeszcze się zemści. Po zajęciach „Mistrza” przez duże M, przyszedł czas na
Transmutacje i pozostałe lekcje. Wieczorem wykończona Miona padła na łóżko.
-Nie mam siły
oddychać- powiedziała od niechcenia Pansy.
-Ja też, a
muszę napisać list do rodziców.
-Ja też
powinnam, ale zrobię to jutro.
Herm
chwyciła pióro i papier. Szło jej powoli, bo jeszcze się nie przyzwyczaiła do
tego nietypowego przyrządu.
Drodzy rodzice!
Przekażcie Liam’owi, że miał rację.
Już w pociągu poznałam dziewczynę- Pansy, która może w niedługim czasie
zostanie moją przyjaciółką. Dzisiaj
miałam pierwsze lekcje. Chyba podpadłam nauczycielowi od eliksirów, ale mówi
się trudno. Pozostali nauczyciele są całkiem, całkiem. Dyrektor osobiście
poznaliście, więc nie będę o Nim pisać. Jedzenie jest bardzo dobre, ale nie
dorównuje potrawom Tatiany.
Jest tylko jeden problem. Dość
zabawny problem. Papier toaletowy. A właściwie jego brak. Myślałam, że to
wyjątkowa sytuacja, ale po rozmowie z piątoklasistką dowiedziałam się, że jest
to stałe niedopatrzenie. Dostajemy 5 rolek tygodniowo, a chyba nie jest trudną
matematyką pomnożyć 6 klas razy 4 domy razy ok. 20 dziewczyn. Dlaczego 6 klas,
a nie 7? Dlatego, że w czerwcu uczniowie klasy 6 są uczeni zaklęcia na
wytworzenie papieru toaletowego. Do tego czasu trzeba się niestety o niego bić.
W znaczeniu przenośnym i dosłownym.
Mam nadzieję, że u Was wszystko w
porządku. Już tęsknię.
Wasza
Mionka.
Herm
zawołała jedno z tych dziwnych stworzeń,
zwanych przez wszystkich skrzatami, aby przyniosło jej sowę.
Po chwili Angel
była już z ptakiem w ręce w pokoju
dziewczynek. Miona wysłała list i położyła się na łóżku koło Pansy.
-Co powiesz,
abyśmy wspólnie się pouczyły?
-Świetny
pomysł.
Chwilę po
tym, jak dziewczyny skończyły, sowa zastukała w szybę. Miała przywiązany do
siebie list i paczkę papieru toaletowego.
Droga
Hermiono!
Cieszymy się, że podoba Ci się
szkoła. U Nas wszystko w porządku. Będziemy Ci co tydzień przysyłać papier,
abyście z Pansy nie musiały zawracać sobie tym głowy. Lecimy- zaraz jest pokaz
ubrań taty.
Kochamy Cię
Rodzice
-Znowu.
-Hm?
-Nic.
-Skoro już
zaczęłaś.
piątek, 3 stycznia 2014
Rozdział 2 - Balowa...
Hej :)
Kolejna zmiana- w drugiej części rozdziały oprócz numeru będą miały również nazwę. Od następnej notki (rozdział 3) zacznie się opowieść Ginny. Rozdział 2 ma 2050 słów :D Dedykacja dość nietypowa, gdyż dla pieska ( dzisiaj mija 5 lat odkąd zasnęła snem, z którego już nigdy się nie wybudzi :( )
Ps.Udanego weekendu ;)
-------------------------------------------------------------------------------------------------------
Kolejna zmiana- w drugiej części rozdziały oprócz numeru będą miały również nazwę. Od następnej notki (rozdział 3) zacznie się opowieść Ginny. Rozdział 2 ma 2050 słów :D Dedykacja dość nietypowa, gdyż dla pieska ( dzisiaj mija 5 lat odkąd zasnęła snem, z którego już nigdy się nie wybudzi :( )
Ps.Udanego weekendu ;)
-------------------------------------------------------------------------------------------------------
-Ciociu, gdzie
jesteś?- zapytała Dramiona, gdy przekroczyła próg domu Zabini’ch.
-W piwnicy-
usłyszała w odpowiedzi kobiecy głos. Panna Granger nie zwlekając ruszyła ku
schodom, a w myśli cieszyła się, że zdecydowała się na adidasy, a nie na
szpilki. Kiedy Dramiona była mała często przesiadywała w piwnicy. Lubiła
grzebać w kartonach z pamiątkami, albumami, dziennikami. Jednak miejsce, w
którym obecnie się znajdowała w ogóle nie przypominało pomieszczenia, które z
dzieciństwa zapamiętała Dramiona. Ściany były pomalowane na jasny róż zamiast
na szaro. Kobieta w miejscu prowizorycznej lampy zauważyła przepiękny,
elegancki żyrandol. W koncie zamiast szafy ze starymi ubraniami, stał barek i
mały aneks kuchenny. Zszokowana panna Granger spuściła głowę. Na ziemi również
dostrzegła zmiany. Na ziemi leżał miękki, puszysty dywan, który był
przeciwieństwem wcześniejszego wyglądu podłogi- szarej wykładziny. Na środku
piwnicy stała wielka kanapa, a obok niej dwa fotele, pomiędzy którymi był stół.
-Podoba Ci się?
-Ciociu jest wspaniale, ale co Cię zachęciło
do tak radykalnych zmian?
-Obiecałam Twojej matce, że dokończę za nią
historię jej wielkiej miłości. Pomyślałam, iż miło by było, abyśmy miały
kameralne warunki.
-Ciociu, tu jest…sama nie wiem jak to nazwać.
Fenomenalnie? Nie, to słowo nie oddaje uroku tego miejsca. Tej dziewczęcej
atmosfery.
-Cieszę się, że Ci się tu podoba, kochanie.
-Mam pytanie.
-Hm?
-Ciociu, bo poznałaś mamę, kiedy byłyście w
piątej klasie. Skąd znasz, wcześniejsze życie mojej rodzicielki.
-Skarbie, odpowiedź
jest prostsza niż Ci się wydaje. Kiedy uczyłyśmy się w siódmej klasie i
wiedziałyśmy już, że jesteśmy przysłowiowymi „dwoma połówkami jabłka”, jeśli
chodzi o przyjaźń, użyłyśmy legilimencję. Nie chciałyśmy mieć przed sobą
żadnych tajemnic. Pragnęłyśmy wiedzieć o sobie wszystko. Wielokrotnie w
późniejszym czasie powtarzałyśmy ten zabieg. W pewnym momencie stało się to
naszą tradycją. W ostatnie piątki miesiąca wieczorami spotykałyśmy się u Miony
w domu, chodziłyśmy na strych, tworzyłyśmy z fioletowych świec okrąg i
siadłyśmy po turecku w nim. Później czytałyśmy swoje myśli. Gdy kończyłyśmy ,
potrafiłyśmy jeszcze przez godzinę, czasami więcej, siedzieć w tej pozycji,
trzymać się za ręce i patrzeć sobie w oczy – podczas, gdy Ginny prowadziła swój
monolog, atmosfera w piwnicy z dziewczęcej zmieniła się na tajemniczą, magiczną
i romantyczną. Dramionie zabrakło słów. Wielokrotnie Hermiona zapraszała swoją
córkę na piątkowe babskie wieczorki z panią Zabini, jednak panna Granger zawsze
miała coś ważniejszego do roboty i dyplomatycznie się wykręcała. Teraz
zrozumiała, co straciła. Mogłaby lepiej poznać ojca, matkę, a, co
najważniejsze, lepiej ją rozumieć i zbudować z nią głębszą więź. Teraz było już
za późno… Ginny zauważyła, że jej słowa spowodowały zadumę u młodszej kobiety,
czekała więc cierpliwie, aż Dramiona pozbiera się w środku i się odezwie.
-Ciociu, gdybym mogła
cofnąć czas…-po twarzy panny Granger zaczęły płynąć łzy. Potterówna przytuliła
dziewczynę, a właściwie już kobietę, którą od zawsze uważała po części za swoją
córkę. Panie siedziały przez pewien czas w ciszy. Pierwsza odezwała się
Dramiona:
-Ciociu, mam prośbę.
Czy… czy mogłybyśmy się spotykać, tak jak Ty z mamą, w piątki, ale co tydzień?
-Oczywiście- starsza z kobiet uśmiechnęła się
ciepło do Magomedyczki.- Od kiedy chciałabyś zacząć?
Trzydziestolatka zamyśliła się na moment.
Analizowała, czy nie jest jeszcze za wcześnie, czy jest już gotowa, by otwarcie
rozmawiać o mamie, pierwszy raz od jej śmierci? Westchnęła. Przecież, im dłużej
będzie czekać, tym trudniej będzie jej wrócić do tego tematu.
-Ciociu, czuję, że w tym tygodniu będzie za
wcześnie, rany się jeszcze wystarczająco nie zasklepiły, abym była wstanie o
tym rozmawiać, bądź słuchać, ale co by ciocia powiedziała na piątek w przyszłym
tygodniu?
-Dopasuję się do
Ciebie. Co powiesz na kubek gorącego kakao?- Ginny, widząc, stan w jakim była
Dramiona, postanowiła rozładować atmosferę i napięcie, które pojawiło się w
piwnicy.
-Z wielką chęcią- odpowiedziała panna Granger
i uśmiechnęła się do przyszywanej cioci. -A jak tam w pracy?
-Na razie dostałam
miesiąc zwolnienia, a mimo to jest dobrze.
-Rozmawiałam z jednym
z moich znajomych, który również pracuje w Mungu. Stwierdził, że radzisz sobie
znakomicie na swoim stanowisku. Powiedział również, że dużo osób wierzy w Twój
szybki rozwój i awans, patrząc na Twój potencjał i poświęcenie tej pracy.
-Miło to słyszeć, ale ciocia mnie zna. Nie marzę
o stołku. Chcę pomagać innym. Nie dbam o pieniądze, bo je mam, aż w nadmiarze.
O opinie innych tym bardziej, chyba, że są bliscy dla mojego serca.
- Jestem dumna z Ciebie. Zawsze byłam i będę.
Pamiętaj, cokolwiek się stanie będziesz masz oparcie we mnie i wujku Blaisie.
-Dziękuję – Dramiona nie wiedziała, jak
odpowiedzieć, a to było jedyne, co przyszło jej do głowy w tym momencie. Po
chwili zdała sobie sprawę, że jest już późno, a ona nie wiedziała, ani nie
słyszała, aby ktoś poza nimi był w domu. Wcześniej się nad tym nie
zastanawiała, gdyż miała klucze i sama otworzyła sobie drzwi, a później
pochłonięta była rozmową z Ginny.
-Ciociu, a gdzie właściwie jest wujek?
-Blaise pojechał z
Will’em na ryby. Wracają za kilka dni. Woda od zawsze ich odprężała, jednak nie
rozumiem, co oni widzą w łowieniu.
-Jak byłam mała raz pojechałam z nimi.
-Naprawdę?
-To było wtedy, gdy ciocia z mamą pojechała na
weekend do SPA.
-Pamiętam. Jak Ci się podobał wypad na łono
natury?
-Tego nie da się opisać, to trzeba przeżyć,
ale dzięki temu rozumiem, dlaczego wujkowie tak chętnie tam jeżdżą.
-Może kiedyś się skuszę, ale szczerze w to
wątpię.
-Dlaczego? Nie chciałaby ciocia spróbować
swoich sił w łowiectwie?
-Tu nie chodzi o ryby.
-A o co ?
- Brzydzą mnie wszelkiego rodzaju ruszające
się poczwary.
-Chodzi cioci o robaki?
-Nazywaj to jak chcesz. Z własnej woli nie
pojadę w miejsce, gdzie jest dużo insektów, a tam na pewno jest ich cała masa.
Dramiono, nie śmiej się ze mnie.
-Przepraszam. Zaraz… przestanę.
-Co Cię tak bawi, moje dziecko?
-Bo…ciocia… znowu zaczęła gestykulować.
Ginny wiedziała już, o co chodzi. Od zawsze
miała problem z nadmiernym ruszaniem rękoma, gdy mówiła, jednak im była
starsza, coraz rzadziej zdarzało jej się tracić na tym kontrolę. Mimo to, gdy
mówiła o rzeczach, które ją brzydziły, przestawała panować nad swoimi
kończynami. Po chwili postawiła dwa kubki z parującym kakao na stole i usiadła
na kanapie obok Dramiony. Kobiety dyskutował dość długo. Panna Granger
postanowiła, że zostanie u cioci na noc. Gdy oba kubki od dawna były puste, a
tematy do rozmowy wyczerpane, przedstawicielki płci pięknej wyszły z piwnicy.
Ginny udała się do pokoju gościnnego, aby przygotować pościel dla Dramiony,
natomiast druga z pań poszła do salonu, by zadzwonić do Johna i powiedzieć mu,
że nie wróci dzisiaj na noc domu oraz życzyć Amelce słodkich snów.
Trzydziestolatka
myślała, że nie będzie mogła długo zasnąć, rozmyślając o wieczorze spędzonym z
ciocią. Myliła się. Chwilę po położeniu się do łóżka, była już w krainie
Morfeusza. Obudziła się. Był środek nocy. Na początku nie wiedziała, gdzie
jest, ale czuła się bezpiecznie w miejscu, w którym się znajdowała i wiedziała,
iż była tu już wcześniej. Po chwili ją olśniło-„Jestem w domu Zabini’ch”.
Zapaliła lampkę stojącą przy łóżku. Zaczęła się rozglądać po pokoju. Zauważyła,
że z szafy wystaje kawałek czarnego materiału. Wstała z łóżku i podeszła do
garderoby, aby poprawić ubranie i zamknąć drzwi mebla. Gdy dotknęła materiał,
wiedziała, że kiedyś miała już go w rękach. Zdecydowanym ruchem otworzyła
drzwiczki. Zakryła usta ręką, tak jakby chciała powstrzymać krzyk. Szafa była
pełna ubrań Miony. Skrawek, który panna Granger miała przed chwilą w swojej
dłoni, to był kawałek sukienki balowej, którą kupiła matce w zeszłym roku. Skąd
to się tu wzięło? Skąd się to tu wzięło?- kobieta powtarzała w myśli, dopóki
nie przypomniała sobie, że Hermiona na jakiś czas miała zamieszkać u Zabini’ch.
Zapewne ten pokój miał należeć do niej. Dramiona poczuła, że musi ubrać te
czarną sukienkę. Gdy ubranie było już na trzydziestoletniej kobiecie, spojrzała
w lustro i stwierdziła, że bardzo przypomina matkę. Machnęła różdżką, dzięki
czemu w pomieszczeniu słychać było balową muzykę. Pana Granger zaczęła poruszać
się w rytm utworu. Tańczyła minutę, godzinę, a może tylko sekundę. Przerwała,
gdy drzwi od pokoju gościnnego gwałtownie się otworzyły, a w progu stanęła
właścicielka domu.
-Kochanie, wszystko w ..- nie dokończyła
pytania, gdyż zobaczyła, w co ubrana była młoda kobieta.
-Ciociu, nie obraź się, ale gdy tylko zobaczyłam
tę sukienkę, poczułam, że muszę ją ubrać.
-Nie gniewam się, przecież te rzeczy od
śmierci Twojej matki są Twoją własnością. Dobrze się czujesz? Mogłam umieścić
Cię w drugim pokoju, ale nie pomyślałam, iż znajdziesz ubrania Mionki.
-Ciociu, czuję się dobrze.
Nic się nie stało. Nie myśl o tym.
- Na pewno?
-Pewno, pewno.
-Może spróbujesz jeszcze zasnąć? Jest czwarta
rano.
-Za bardzo się
rozbudziłam, ale jeżeli masz ochotę, to pójdź się położyć, ciociu.
-Też jestem zbyt rozbudzona.
-Przepraszam, to moja wina.
-Nie martw się.
Ludziom w moim wieku nie potrzeba już tyle snu.
-Skądś znam ten tekst.
-Z Twojego ulubionego filmu.
-Rzeczywiście, jak mogłam wcześniej nie
zauważyć?
-Wieczorem nic nie
jadłyśmy, więc co powiesz na bardzo późną kolację lub bardzo wczesne śniadanie?
-Z wielką chęcią.
-No to do kuchni- zarządziła uśmiechnięta
Ginny, dla której gotowanie było tym, czym dla jej męża majsterkowanie i
łowienie ryb- hobby i odbiciem od codziennych problemów.
-Ciociu, zaraz dojdę. Nie chcę zniszczyć
sukienki przy gotowaniu. Pani Zabini uśmiechnęła się, aby dać Dramionie znak,
że rozumie, po czym odwróciła się i poszła do kuchni, by dać trzydziestolatce
trochę prywatności. Kiedy panna Granger powiesiła w szafie sukienkę,
przejechała ręką po niej i popatrzyła na materiał z rozczuleniem, przypominając
sobie uśmiechniętą twarz matki, gdy zobaczyła prezent. Dramiona stała tak
jeszcze chwilę, następnie zamknęła garderobę i zeszła do kuchni, skąd można
było usłyszeć dźwięki krojenia i smażenia.
-Dalej lubisz jajecznicę?- zapytała Ginny,
która również zdążyła się przebrać w dżinsy i koszulkę z krótkim rękawem, na
którą narzuciła fartuch.
-Mhm. Mogę jakoś pomóc?
- Zajmiesz się cebulą?
- Po co się odzywałam- mruknęła pod nosem
panna Granger, a na twarz przybrała minę męczennika, typową dla Draco, gdy
musiał zrobić coś, czego nie cierpiał lub coś na co nie miał ochoty.
-Żartowałam- na potwierdzenie swoich słów,
rudowłosa kobieta uśmiechnęła się.-Pokroisz chleb?
-Oczywiście- Dramiona
również odwzajemniła uśmiech i podeszła do chlebaka. Wyciągnęła pieczywo i
położyła na blacie. Następnie wyciągnęła z szafki deskę, a z szuflady nóż. Gdy
ukroiła kilka kromek, umyła przedmioty, których używała, a pajdy chleba
położyła na talerzu. W tym samym czasie Ginny skończyła smażyć jajecznicę. Kobiety
jadły w milczeniu, pogrążone we własnych myślach. Starsza z nich myślała od
czego rozpocznie pierwsze z serii piątkowych spotkań. Młodsza o czasie, jaki
był jej dany, aby zbudowała niepowtarzalną więź ze swoją matką, a który
zmarnowała. Niby nie kłóciły się, miały ze sobą całkiem dobry kontakt i
wspierały się, jednak trzydziestolatka czuła, że to nie było to, co powinno
łączyć matkę i córkę. Obiecała sobie w duchu, iż nie popełni tego błędu z
Amelką. Gdy talerze były puste kobiety udały się do salonu, każda z kubkiem
kawy, aby obejrzeć coś w telewizji. Długo skakały po kanałach zanim znalazły
coś, co je zainteresowało, ale jak to zazwyczaj bywa, nie minęło pięć minut, a
program został przerwany przez reklamy. Panie straciły ochotę na oglądanie, więc
wyłączyły urządzenie i zaczęły prowadzić luźną rozmowę. Około godziny 10
Dramiona udała się do domu, gdzie została powitana przez narzeczonego i córkę.
Postanowili, że spędzą typowe rodzinne popołudnie, grając w gry i wygłupiając
się. Wieczorem wykończona Dramiona położyła się do łóżka i przed zaśnięciem
myślała, czego dowie się o swoich rodzicach. W głowie zaczęło rodzić jej się
tysiąc pomysłów. Część z nich była zwyczajna, lecz zdecydowana większość wręcz
awykonalna lub bezsensowna. Miała miliony pytań, które czekały na odpowiedz,
jaka miała nadejść niebawem.
-Mamo?! Dramiona otworzyła oczy i pierwsze, co
zobaczyła to uśmiechnięta twarz jej córki. -Kochanie, coś się stało?- zapytała
na pół przytomna kobieta.
-Tak – to słowo zadziałało na pannę Granger,
która gwałtownie wyskoczyła z łóżka, niczym wiadro zimnej wody.
-Pali się, powódź, tato się rozchorował?
-Mamo, przecież wtedy bym się nie uśmiechała,
tylko byłabym przerażona.
-Rzeczywiście.
- Tato kazał Ci
przekazać, że mamy być gotowe, jak wróci, bo ma dla nas niespodziankę.
-Wiesz może, gdzie poszedł?
-Nie.
-A kiedy wyszedł?
-Jakieś 10 minut temu.
W chwili, w której Amelka udzielała Dramionie
odpowiedzi, kobiety usłyszały stukot kluczy przekręcanych w zamku.
-Miałyście być gotowe- powiedział, udając
złość, John.
-To wszystko wina
mamy.
-Moja?
-Tak, bo nie mogłam Cię dobudzić.
-Dobrze, już dobrze – mężczyzna czuł, że czas
zahamować tę wymianę zdań między matką a córką.
- Zbierajcie się, bo
nie zdążymy.
-Ale na co?- zapytała zdziwiona kobieta.
-Mamo, przecież tata
nie może nam powiedzieć, bo nie będziemy miały niespodzianki.
-Amelka ma stu
procentową rację, a teraz moje panie- szykować się do wyjścia. To rozkaz-
dodał, uśmiechając się.
Subskrybuj:
Komentarze (Atom)