Dwudziestopięcioletnia
kobieta stanęła przed jednymi z wielu drewnianych brązowych drzwi, jakie
mieściły się w Ministerstwie Magii. Co wyróżniało je z pośród pozostałych?
Prowadziły do jej gabinetu, o czym informowała przybita do ściany obok framugi metalowa
tabliczka z wygrawerowanym napisem:
HERMIONA
GRANGER- MALFOY
ZASTĘPCA
MINISTRA MAGII
Miona, tak
nazywali kobietę jej przyjaciele, wyciągnęła z torebki różdżkę, szepnęła
zaklęcie, dzięki któremu mogła dostać
się do pokoju. Rzuciła torebkę na biurko i podeszła do szafy. Ten dzień nie
rozpoczął się dla niej dobrze. Kiedy po
przebudzeniu zaburczało jej w brzuchu ruszyła w stronę lodówki. Otworzywszy drzwi przekonała się, że nie znajduje się w
niej nic nadającego się do spożycia. Sama była temu winna. Draco był raczej
gościem w ich apartamencie- częste podróże męża spowodowały, że Hermiona nie
chciała mieszkać w willi Malfoyów- w tym wielki budynku czułaby się zbyt samotna.
Ją natomiast pochłonęła praca, co skutkowało brakiem czasu na tak prozaiczne
zajęcia, jakim jest zrobienie zakupów. Zamknęła lodówkę nogą. „No nic, pójdę
przed pracą do jakiegoś sklepu”- pomyślała. Mogła użyć magii, ale nie lubiła
jej nadużywać i się nią wyręczać. „Ona
ma ułatwiać życie, a nie przeżyć je za mnie „ – często powtarzała to
stwierdzenie. Poszła do garderoby, gdzie
założyła na siebie białą koszulę, garsonkę w kolorze kawy z mlekiem, do której
dobrała buty, torebkę i biżuterię. Za nim założyła złoty zegarek, schowała pod
rękawem srebrny łańcuszek, którego nigdy nie ściągała. Był jej talizmanem, ale
także pamiątką przeszłego życia (zanim dowiedziała się, że jest czarownicą),
ale także symbolem nadziei. Zrobiła
lekki makijaż i spryskała się perfumami- prezent od państwa Zabinich z okazji
urodzin. Wychodząc z apartamentu rzuciła zaklęcia zabezpieczające. Gdy wyszła z
budynku, jej wzrok skierował się w stronę czarnego audi. Miona spojrzała w
niebo.
-Wybacz mi
kochanie- zwróciła się do auta- ale dzisiaj jestem zbyt zmęczona, aby
prowadzić, a poza tym muszę znaleźć
sposób na rozwiązanie problemów z jakimi zmaga się teraz ministerstwo. Wiesz, że lepiej mi się myśli, kiedy idę.
Po kilku
minutach kobieta doszła do swojego ulubionego sklepu.
-Miona! Jak dawno
Cię tu nie było!- zawołał starszy ciemnoskóry mężczyzna. Po czym podszedł do
niej i ją przytulił.- Schudłaś i wyglądasz jakbyś dawno nie spała.
- Nie ma to
jak usłyszeć komplement z rana – mruknęła Hermiona pod nosem, po czym
uśmiechnęła się smutno.
-Przepraszam,
po prostu martwię się o Ciebie, dziewczyno. Powinnaś trochę przystopować.
Owszem ministerstwo jest ważne, ale nie może być całym Twoim życiem.
-Dziękuję
panie Zabini. Rzeczywiście wezmę sobie tydzień urlopu , jak tylko skończę
najważniejsze sprawy- czyli… za trzy miesiące- dodała w myśli.
Hermiona
minęła ojca Blaisa i wzięła z pułki jogurt wiśniowy, bułkę wielozbożową oraz
mrożona kawę. Podeszła do kasy.
- Na koszt
firmy.
-Ale…
-Jesteśmy
prawie rodziną.
-Dziękuję.
-Wpadaj
częściej.
Sklep od
ulicy dzielił wąski chodnik. Gdy Mionka wyszła ze sklepu ochlapał ją przejeżdżający
samochód.
Westchnęła i
poszła dalej. Gdy weszła do budynku, w którym mieściła się główna siedziba
ministerstwa, natknęła się na Rona. Nie znosiła tego mężczyzny- robił wszystko,
aby zdobyć jej stanowisko. Wesley nie omieszkał skomentować plam na stroju
Hermiony, za co został obdarzony spojrzeniem, które mogłoby spowodować zawał u
niejednego człowieka, jednak na nim nie zrobił najmniejszego wrażenia.
Teraz Hermiona stała przed szafą w
swoim gabinecie. Wyciągnęła z niej „zestaw awaryjny „ i rzuciła zaklęcie,
dzięki któremu była teraz ubrana w białą koszulę, wsadzoną do ciemnogranatowych
dżinsów. Na górę narzuciła czarną marynarkę, a na stopy buty w tym samym
kolorze. Poszła do łazienki, aby poprawić
makijaż. Gdy skończyła, zaczęła się przyglądać swojemu odbiciu w lustrze. „Stary Zabini ma rację. Należy mi się
trochę odpoczynku. Minister powinien to zrozumieć. Przecież wypoczęty i
zadowolony z życia pracownik to dobry parownik. Prawda? Świetnie nawet samej
siebie nie jestem wstanie przekonać.” Zamiast do swojego biura udała się do
gabinetu ministra. Była jedyną osobą, która mogła wejść do tego pokoju bez
pukania.
-Co Cię
sprowadza?
-Chcę wziąć kilka
dni urlopu.
-Wykluczone.
-Słucham?
-Jesteś
potrzebna. Zresztą miałem do Ciebie iść
i zapytać się, czy nie zostaniesz dzisiaj dłużej, bo moja córka ma urodziny, a
ja zapomniałem, o tym gdy umawiałem się na spotkanie. Pójdziesz za mnie.
-Czyli
możesz sobie pozwolić na życie prywatne, a ja nie! –Herm była wściekła. Z
jednej strony chciała by to dziecko miało udane urodziny, ale miała dosyć tego,
że Harry wykorzystywał ją w pracy, dając jej coraz więcej obowiązków.
-Miona, to
nie tak. Ja wiem, że wiele poświęcasz dla pracy i tego nie kwestionuję.
Dziękuję Ci za to, że zrezygnowałaś z jeżdżenia na mecze Draco, ale zrozum
nastały ciężkie czasy i każdy z nas musi dać teraz z siebie jeszcze więcej!
-Z czego ja
mam jeszcze zrezygnować, żeby bardziej się poświęcić pracy? NO Z CZEGO? -Krzyknęła pani Malfoy. Nagle poczuła
silny ból w podbrzuszu. Upadła na kolana. Po chwili po jej nogach zaczęła się
sączyć krew, która przeciekała rzez materiał spodni. Miona popatrzyła w oczy
Harry'ego, po czym straciła przytomność i osunęła się na podłogę.
Drużyna Quidditcha, w której grał
Draco właśnie szykowała się do najważniejszego meczu w sezonie. W chwili kiedy
Malfoy miał przypomnieć ostatnie ustalenia, zadzwonił jego telefon. Spojrzał na
wyświetlacz. Zabini- on to zawsze ma wyczucie.
-Nie mogę
gad…
-Miona jest
w szpitalu.
-W Mungu?
Dlaczego ? Co się stało?
-To nie jest
rozmowa na telefon.
-Drużyno!-
wrzasną, aby wszyscy na niego spojrzeli. – Dzisiaj gracie beze mnie, moje
miejsce zajmie Nevil. Macie się go słuchać.
Nie zważając
na protesty, teleportował się.
-Draco-
zawołała Ginny- Tak mi przykro.- podeszła do blondyna i przytuliła się do
niego. – Miona poroniła.
Hermiona
siedziała na łóżku i płakała. Nagle w drzwiach stanął Draco. Informacja Ginny
na temat poronienia nie zrobiła na nim wrażenie. Pani Zabini równie dobrze
mogła mówić o pogodzie. Jednak kiedy zobaczył swoją żonę, coś ścisnęło go w
sercu. Dawno nie widział jej tak zagubionej i kruchej. Efekt wzmacniały cienie
pod oczami oraz to, że Miona schudła. Podszedł i przytulił ją.
-Ja
przepraszam.. Ja nie chciałam… nawet nie mieliśmy szansy go pokochać, ale nie,
ja go kocham….nie mogliśmy się cieszyć… to moja wina… przepraszam
Nie
zaprzeczał jej słowom, bo wiedział, że zamiast ją uspokoić, zdenerwowałby ją, a
to było ostatnim, czego teraz potrzebowała.
Hermiona
poczuła się bezpieczniej w ramionach męża. Była mu wdzięczna, że nic nie mówi.
Nie chciała słuchać sztucznych zapewnień, że wszystko się ułoży, że wszystko
będzie dobrze. Nic nie będzie dobrze. Tak wiele poświęciła dla pracy, dlaczego
musiała oddać jeszcze dziecko?!
Siedzieli
wtuleni w siebie parę godzin, gdy do Sali wszedł Magomedyk.
-Może pan
zabrać już żonę do domu- stwierdził i wyszedł. Hermionie nie wiedziała, czy jest
zła na lekarza za tę oschłość, czy wdzięczna za brak zbędnych pocieszeń.
Draco
przywołał z domu dla Miony czarne
legginsy i swoją białą bluzę z nadrukiem. Następnie rzucił zaklęcie, dzięki
któremu te ubrania znalazły się na Hermionie. Wziął żonę na ręce i teleportował
się do domu. Położył ją do łóżka i przytulał dopóki nie zasnęła. Potem poszedł
do łazienki, zdjął strój do gry w Quidditcha, wykąpał się. Założył czyste
bokserki i dosłownie walnął się do łóżka wykończony.
Rano kiedy
otworzył oczy liczył na to, że Miona już otrząsnęła się ze straty i spędzą
razem kilka miłych dni. Jak bardzo się mylił… Z Mioną z dnia na dzień było
coraz gorzej. Praktycznie nie wstawała z łóżka. Draco próbował z nią rozmawiać,
ale Herm dawała mu lakoniczne odpowiedzi.
Siedzieli więc w ciszy. Draco wmuszał w nią codziennie wieczorem jeden
posiłek, po czym zasypiał z nadzieją, że jutro będzie lepiej. Żyli, a właściwie
byli w tym układzie przez ponad tydzień. Draco miał dość zachowania żony i
postanowił, iż dzisiaj jej o tym powie. Nie spodziewał się, że aż tak go
poniesie:
-Kochanie.
Zero
reakcji.
-Kochanie-
zaczął jeszcze raz- to już za długo. Owszem przez tydzień bawiłem się w Twojego
kelnera oraz opiekuna, ale już WYSTARCZY. TRZEBA ŻYĆ DALEJ. DZIECKO BYŁO I GO
NIE MA. JAK TAK BARDZO CHCESZ TO NIE MA
PROBLEMU, TYLKO POWIEDZ- JESTEM NA TWOJE ZAWOŁANIE.-wziął głęboki oddech- wyjeżdżam
na tydzień. Jak wrócę powiesz mi, czy chcesz wrócić do świata żywych, czy dalej
się nad sobą użalać. Jeżeli wybierzesz drugą opcję, złożę pozew o rozwód. Nie,
nie grożę Ci, tylko stwierdzam fakt. Kocham Cię, ale związek na odległość i tak
jest trudny bez Twoich humorków.
Gdy wyszedł,
Miona przestała hamować łzy. Wyciągnęła rękę przed siebie i spojrzała na
srebrny łańcuszek.
-------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Miniaturka z dedykacją, dla tych którzy czekali i wchodzili na tego bloga.
Dziękuję.
Ps. Bez bety.