wtorek, 22 lipca 2014

Miniaturka 15 cz.1.


Dwudziestopięcioletnia kobieta stanęła przed jednymi z wielu drewnianych brązowych drzwi, jakie mieściły się w Ministerstwie Magii. Co wyróżniało je z pośród pozostałych? Prowadziły do jej gabinetu, o czym informowała przybita do ściany obok framugi metalowa tabliczka z wygrawerowanym napisem:

HERMIONA GRANGER- MALFOY

ZASTĘPCA MINISTRA MAGII

Miona, tak nazywali kobietę jej przyjaciele, wyciągnęła z torebki różdżkę, szepnęła zaklęcie, dzięki któremu  mogła dostać się do pokoju. Rzuciła torebkę na biurko i podeszła do szafy. Ten dzień nie rozpoczął się dla niej dobrze.  Kiedy po przebudzeniu zaburczało jej w brzuchu ruszyła w stronę lodówki. Otworzywszy  drzwi przekonała się, że nie znajduje się w niej nic nadającego się do spożycia. Sama była temu winna. Draco był raczej gościem w ich apartamencie- częste podróże męża spowodowały, że Hermiona nie chciała mieszkać w willi Malfoyów- w tym wielki budynku czułaby się zbyt samotna. Ją natomiast pochłonęła praca, co skutkowało brakiem czasu na tak prozaiczne zajęcia, jakim jest zrobienie zakupów. Zamknęła lodówkę nogą. „No nic, pójdę przed pracą do jakiegoś sklepu”- pomyślała. Mogła użyć magii, ale nie lubiła jej nadużywać  i się nią wyręczać. „Ona ma ułatwiać życie, a nie przeżyć je za mnie „ – często powtarzała to stwierdzenie.  Poszła do garderoby, gdzie założyła na siebie białą koszulę, garsonkę w kolorze kawy z mlekiem, do której dobrała buty, torebkę i biżuterię. Za nim założyła złoty zegarek, schowała pod rękawem srebrny łańcuszek, którego nigdy nie ściągała. Był jej talizmanem, ale także pamiątką przeszłego życia (zanim dowiedziała się, że jest czarownicą), ale także symbolem  nadziei. Zrobiła lekki makijaż i spryskała się perfumami- prezent od państwa Zabinich z okazji urodzin. Wychodząc z apartamentu rzuciła zaklęcia zabezpieczające. Gdy wyszła z budynku, jej wzrok skierował się w stronę czarnego audi. Miona spojrzała w niebo.

-Wybacz mi kochanie- zwróciła się do auta- ale dzisiaj jestem zbyt zmęczona, aby prowadzić, a  poza tym muszę znaleźć sposób na rozwiązanie problemów z jakimi zmaga się teraz ministerstwo.  Wiesz, że lepiej mi się myśli, kiedy idę.

Po kilku minutach kobieta doszła do swojego ulubionego sklepu.

-Miona! Jak dawno Cię tu nie było!- zawołał starszy ciemnoskóry mężczyzna. Po czym podszedł do niej i ją przytulił.- Schudłaś i wyglądasz jakbyś dawno nie spała.

- Nie ma to jak usłyszeć komplement z rana – mruknęła Hermiona pod nosem, po czym uśmiechnęła się smutno.

-Przepraszam, po prostu martwię się o Ciebie, dziewczyno. Powinnaś trochę przystopować. Owszem ministerstwo jest ważne, ale nie może być całym Twoim życiem.

-Dziękuję panie Zabini. Rzeczywiście wezmę sobie tydzień urlopu , jak tylko skończę najważniejsze sprawy- czyli… za trzy miesiące- dodała w myśli.

Hermiona minęła ojca Blaisa i wzięła z pułki jogurt wiśniowy, bułkę wielozbożową oraz mrożona kawę. Podeszła do kasy.

- Na koszt firmy.

-Ale…

-Jesteśmy prawie rodziną.

-Dziękuję.

-Wpadaj częściej.

Sklep od ulicy dzielił wąski chodnik. Gdy Mionka wyszła ze sklepu ochlapał ją przejeżdżający samochód.  

Westchnęła i poszła dalej. Gdy weszła do budynku, w którym mieściła się główna siedziba ministerstwa, natknęła się na Rona. Nie znosiła tego mężczyzny- robił wszystko, aby zdobyć jej stanowisko. Wesley nie omieszkał skomentować plam na stroju Hermiony, za co został obdarzony spojrzeniem, które mogłoby spowodować zawał u niejednego człowieka, jednak na nim nie zrobił najmniejszego wrażenia.

            Teraz Hermiona stała przed szafą w swoim gabinecie. Wyciągnęła z niej „zestaw awaryjny „ i rzuciła zaklęcie, dzięki któremu była teraz ubrana w białą koszulę, wsadzoną do ciemnogranatowych dżinsów. Na górę narzuciła czarną marynarkę, a na stopy buty w tym samym kolorze.  Poszła do łazienki, aby poprawić makijaż. Gdy skończyła, zaczęła się przyglądać swojemu odbiciu w  lustrze. „Stary Zabini ma rację. Należy mi się trochę odpoczynku. Minister powinien to zrozumieć. Przecież wypoczęty i zadowolony z życia pracownik to dobry parownik. Prawda? Świetnie nawet samej siebie nie jestem wstanie przekonać.” Zamiast do swojego biura udała się do gabinetu ministra. Była jedyną osobą, która mogła wejść do tego pokoju bez pukania.

-Co Cię sprowadza?

-Chcę wziąć kilka dni urlopu.

-Wykluczone.

-Słucham?

-Jesteś potrzebna. Zresztą miałem  do Ciebie iść i zapytać się, czy nie zostaniesz dzisiaj dłużej, bo moja córka ma urodziny, a ja zapomniałem, o tym gdy umawiałem się na spotkanie. Pójdziesz za mnie.

-Czyli możesz sobie pozwolić na życie prywatne, a ja nie! –Herm była wściekła. Z jednej strony chciała by to dziecko miało udane urodziny, ale miała dosyć tego, że Harry wykorzystywał ją w pracy, dając jej coraz więcej obowiązków.

-Miona, to nie tak. Ja wiem, że wiele poświęcasz dla pracy i tego nie kwestionuję. Dziękuję Ci za to, że zrezygnowałaś z jeżdżenia na mecze Draco, ale zrozum nastały ciężkie czasy i każdy z nas musi dać teraz z siebie jeszcze więcej!

-Z czego ja mam jeszcze zrezygnować, żeby bardziej się poświęcić pracy? NO Z CZEGO?           -Krzyknęła pani Malfoy. Nagle poczuła silny ból w podbrzuszu. Upadła na kolana. Po chwili po jej nogach zaczęła się sączyć krew, która przeciekała rzez materiał spodni. Miona popatrzyła w oczy Harry'ego, po czym straciła przytomność i osunęła się na podłogę.

 

            Drużyna Quidditcha, w której grał Draco właśnie szykowała się do najważniejszego meczu w sezonie. W chwili kiedy Malfoy miał przypomnieć ostatnie ustalenia, zadzwonił jego telefon. Spojrzał na wyświetlacz. Zabini- on to zawsze ma wyczucie.

-Nie mogę gad…

-Miona jest w szpitalu.

-W Mungu? Dlaczego ? Co się stało?

-To nie jest rozmowa na telefon.

 

-Drużyno!- wrzasną, aby wszyscy na niego spojrzeli. – Dzisiaj gracie beze mnie, moje miejsce zajmie Nevil. Macie się go słuchać.

Nie zważając na protesty, teleportował się.

-Draco- zawołała Ginny- Tak mi przykro.- podeszła do blondyna i przytuliła się do niego. – Miona poroniła.

 

Hermiona siedziała na łóżku i płakała. Nagle w drzwiach stanął Draco. Informacja Ginny na temat poronienia nie zrobiła na nim wrażenie. Pani Zabini równie dobrze mogła mówić o pogodzie. Jednak kiedy zobaczył swoją żonę, coś ścisnęło go w sercu. Dawno nie widział jej tak zagubionej i kruchej. Efekt wzmacniały cienie pod oczami oraz to, że Miona schudła. Podszedł i przytulił ją.

-Ja przepraszam.. Ja nie chciałam… nawet nie mieliśmy szansy go pokochać, ale nie, ja go kocham….nie mogliśmy się cieszyć… to moja wina… przepraszam

Nie zaprzeczał jej słowom, bo wiedział, że zamiast ją uspokoić, zdenerwowałby ją, a to było ostatnim, czego teraz potrzebowała.

Hermiona poczuła się bezpieczniej w ramionach męża. Była mu wdzięczna, że nic nie mówi. Nie chciała słuchać sztucznych zapewnień, że wszystko się ułoży, że wszystko będzie dobrze. Nic nie będzie dobrze. Tak wiele poświęciła dla pracy, dlaczego musiała oddać jeszcze dziecko?!

Siedzieli wtuleni w siebie parę godzin, gdy do Sali wszedł Magomedyk.

-Może pan zabrać już żonę do domu- stwierdził i wyszedł. Hermionie nie wiedziała, czy jest zła na lekarza za tę oschłość, czy wdzięczna za brak zbędnych pocieszeń.

Draco przywołał z domu dla Miony  czarne legginsy i swoją białą bluzę z nadrukiem. Następnie rzucił zaklęcie, dzięki któremu te ubrania znalazły się na Hermionie. Wziął żonę na ręce i teleportował się do domu. Położył ją do łóżka i przytulał dopóki nie zasnęła. Potem poszedł do łazienki, zdjął strój do gry w Quidditcha, wykąpał się. Założył czyste bokserki i dosłownie walnął się do łóżka wykończony.

Rano kiedy otworzył oczy liczył na to, że Miona już otrząsnęła się ze straty i spędzą razem kilka miłych dni. Jak bardzo się mylił… Z Mioną z dnia na dzień było coraz gorzej. Praktycznie nie wstawała z łóżka. Draco próbował z nią rozmawiać, ale Herm dawała mu lakoniczne odpowiedzi.  Siedzieli więc w ciszy. Draco wmuszał w nią codziennie wieczorem jeden posiłek, po czym zasypiał z nadzieją, że jutro będzie lepiej. Żyli, a właściwie byli w tym układzie przez ponad tydzień. Draco miał dość zachowania żony i postanowił, iż dzisiaj jej o tym powie. Nie spodziewał się, że aż tak go poniesie:

-Kochanie.

Zero reakcji.

-Kochanie- zaczął jeszcze raz- to już za długo. Owszem przez tydzień bawiłem się w Twojego kelnera oraz opiekuna, ale już WYSTARCZY. TRZEBA ŻYĆ DALEJ. DZIECKO BYŁO I GO NIE MA.  JAK TAK BARDZO CHCESZ TO NIE MA PROBLEMU, TYLKO POWIEDZ- JESTEM NA TWOJE ZAWOŁANIE.-wziął głęboki oddech- wyjeżdżam na tydzień. Jak wrócę powiesz mi, czy chcesz wrócić do świata żywych, czy dalej się nad sobą użalać. Jeżeli wybierzesz drugą opcję, złożę pozew o rozwód. Nie, nie grożę Ci, tylko stwierdzam fakt. Kocham Cię, ale związek na odległość i tak jest trudny bez Twoich humorków.

Gdy wyszedł, Miona przestała hamować łzy. Wyciągnęła rękę przed siebie i spojrzała na srebrny łańcuszek.
-------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Miniaturka z dedykacją, dla tych którzy czekali i wchodzili na tego bloga.
Dziękuję.
Ps. Bez bety.

niedziela, 30 marca 2014

Zwiastun- Rozdział 4

Moi drodzy ilość wyświetleń się zwiększa, a komentarzy, jak nie było, tak nie ma. Zakręcona uświadomiła mi, że może macie maile z nazwą, która obejmuje Wasze imię i nazwisko, dlatego odblokowałam możliwość dodawania komentarzy jako anonim. Bardzo proszę, abyście wyrażali swoje opinie w komentarzach, bo chciałabym wiedzieć, co Wam się podoba, a co nie.
Luśka
Ps. Betowała Zakręcona- stokrotne dzięki :)
------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Dwie zmęczone po całym dniu nauki jedenastoletnie dziewczyny siedziały w swoim pokoju na szczycie jednej z Hogwardzkich wież. Oprócz wyczerpania w oczach jednej z nich można było dostrzec ogromny ból.

-Znowu.

-Hm?

-Nic.

-Skoro już zaczęłaś.

-Chodzi, o to…- Miona nie była w stanie zapanować nad emocjami.  Z jej oczu zaczęły spływać łzy, ciało natomiast drgać.

Pansy podeszła do przyjaciółki, usiadła obok niej na łóżku i przytuliła ją.

-Jak nie chcesz, nie musisz mówić. Nie miałam zamiaru Cię zranić. Przepraszam.- Panna Parkinson nie wiedziała, co począć, aby uspokoić Hermionę.

-Chcę…

Gdy Miona zaczęła z powrotem normalnie oddychać, Pan odsunęła się trochę od niej i spojrzała w brązowe oczy.

-Odnoszę wrażenie, że jestem zbędna. Nie, to nie jest właściwe określenie. Dla moich rodziców ważniejsza jest kariera taty niż ja, moje uczucia, pragnienia. W końcu czego, oprócz markowych ubrań, może potrzebować jedenastolatka?

-Ty też?

-O co chodzi?

-Czuję się zaniedbywana przez ojca. Dla niego liczy się tylko panowanie nad światem czarodziei.  

W tej chwili uczennice szkoły magii, rówieśniczki, gryffonki  zrozumiały, że łączy je więcej niż same tytuły, nic nie znaczące słowa. Oprócz podobnych charakterów, mają różne doświadczenia, które i tak doprowadzają je do wspólnej mety. Brak zainteresowania ze  strony rodziców, jaki w przypadku każdej z nich jest wynikiem czegoś innego, boli tak samo.  Ten punkt był przełomowy dla obu dziewczyn. Przynajmniej tak myślały. Sądziły, iż znalazły wsparcie zrozumienie, przyjaźń na całe życie. Nie wiedziały, jednak że los napisał dla nich inny scenariusz.

Dwa lata minęły szybko. Więź między dziewczynami wzmocniła się i nabrała siły. Przetrwała sprzeczki, kłótnie i głośne wymiany zdań. Trzeci rok w Hogwarcie miał być piękniejszy niż dwie wcześniejsze klasy razem wzięte. Niestety tak jak w każdym związku międzyludzkim przychodzi moment wypalenia. Czasem następuje wcześniej, czasem później. Zdarza się, że jest gwałtowny, albo tak jak w przypadku bohaterek tego opowiadania zaczyna się małymi kroczkami, aby w jednej chwili zniszczyć coś, co przeważnie buduje się latami. 

wtorek, 25 marca 2014

Luśka w kropce

Moi kochani,
Nie wiem, co powinnam zrobić. Ze wszystkich moich trzech blogów, na ten wchodzicie najczęściej, mimo to że nic na nim nie publikuję (ostatnia miniaturka miała być wyjątkiem). Czy chcecie, abym spróbowała wrócić do pisania Dramione? Proszę o odpowiedź w komentarzach.

Wasza (zagubiona),
Luśka

niedziela, 16 marca 2014

Blog z miniaturkami

Jak widzieliście, w poprzednim poście dodałam link do mojego nowego bloga. Mam kilka miniaturek, które niekoniecznie dotyczą Dramione, dlatego postanowiłam założyć nowy blog, by nie mieszać tematów. Zapraszam :
http://miniaturki-luski-m.blogspot.com/

Luśka ;)

Ps. Pierwsza miniaturka pojawi się dzisiaj.

niedziela, 2 marca 2014

Miniaturka 14

Dedykacja dla cudownej, wspaniałej, fantastycznej pisarki/blogerki  Lucy. Spoczywaj w pokoju.

----------------------------------------------------------------------------------------------------------------
-Przepraszam. Nie mogę- powiedziała Miona.
Trzy miesiące później.
 Hermiona, Ginny i Pansy siedziały razem w biurze Departamentu spraw zagranicznych w Stanach. -KONIEC- wrzasnęła Ginny. – Miona, słyszysz mnie? KONIEC!
 -Z czym koniec?- zapytała bez zainteresowania panna Granger.
-Z tym.
-Z czym?
- Z Twoim zachowaniem.
 - Co z moim zachowaniem?- bezsensowna wymiana zdań coraz bardziej irytowała Mionę, która marzyła by zegar wybił godzinę piątą. W domu czekały na nią ważne sprawy. Co jest ważniejsze od pudełka ciastek i głupiego serialu w telewizji?
-Nie możesz się tak zachowywać ?
-Ginny, o co Ci chodzi?
-Odkąd wróciłaś z Anglii jesteś, jakaś nieswoja. Nie wychodzisz nigdzie, zamknęłaś się w sobie i co najgorsze przytyłaś- pośpieszyła z wyjaśnieniami Pansy.
 Po co mieszkam w USA? Ten kraj zmienia ludzi. Sprawia, że zmieniają priorytety. Na czym to ja…. Przyjechałam tu, żeby być sławna, a potem, by uciec-myśli Miony staczały na zakazany temat.
 -Nic mi nie jest- odparła chłodno.
 -Zrozum, my się martwimy o Ciebie. Brakuje nam uśmiechniętej Hermiony Granger, która wie wszystko, jest pewna siebie, bierze udział w spotkaniach integracyjnych- panna Weasley nie wiedziała, jak dotrzeć do przyjaciółki.
-Ludzie się zmieniają.
 -Co innego zmienić się, a co innego niszczyć się od środka i zaniedbywać. Popatrz na swoją twarz- mówiąc to podała Mionie lusterko. – Przecież kochasz się malować.
Hermiona niechętnie, przelotnie rzuciła okiem na swoje odbicie w lusterku. Była blada, powinna zrobić brwi, maseczka oczyszczająca też by się przydała. Nic nie mówiąc, odstawiła zwierciadło, sięgnęła po torebkę i transportowała się do domu.
-Świetnie nam poszło- stwierdziła z ironią Pansy, po czym również przeniosła się do domu.
-Ja jeszcze nie skończyłam – powiedziała w okno Ginny. Rzuciła torebkę i ruszyła w kierunku wielkiego lustra. – Rzeczywiście nie wyglądam najlepiej- pomyślała.- W sumie po co mam się starać, skoro już na zawsze będę sama? Z białej komody w starym stylu wyciągnęła stare, zniszczone spodnie dresowe, które właśnie przeżywały swoją drugą młodość. Na górę ubrała koszulkę na ramiączkach. Miona poszła na bosaka do kuchni. Otworzyła lodówkę, w której znalazła zgniły ser i coś, co ciężko było jej zidentyfikować. Zamknęła szybko drzwi, wydając przy tym dźwięk obrzydzenia. Z zamrażarki wyjęła wielkie pudełko lodów. Jeszcze tylko łyżka i będzie mogła rozłożyć się na kanapie w salonie i oglądać po raz setny jakiś romans.
 -Tego szukasz- powiedziała Ginny, machając Mionie łyżką przed nosem.
 -Co Ty tu robisz? Zresztą mniejsza. Chcesz trochę lodów?
-Nie dziękuję. Tobie też odradzam.
-Nie to nie- ciemnowłosa kobieta zabrała z ręki przyjaciółki sztuciec i zaczęła zajadać lodu. Po chwili ruszyła do salonu.
-Co się stało?- Ginny po zadaniu pytania, zobaczyła jednie oddalające się plecy koleżanki. Poszła za nimi.
-Co się stało?- powtórzyła siadając obok przyjaciółki na podłodze. Obcisła spódnica służbowa jej nie pomaga.
-Draco mi się oświadczył- Miona ogłosiła to tonem tak obojętnym, jakby mówiła o wakacjach córki kuzyna brata ojca męża kuzynki matki ojca w jakimś nudnym schronisku.
 -Nie?
Miona, aby potwierdzić kiwnęła głową.
-Dlaczego?
 -Bo tak.
-To nie jest odpowiedz.
-Bo tak będzie lepiej.
 -Dla kogo ?– odpowiedziała wkurzona Ginny. Po chwili opanowała emocje.- Co masz na myśli? -Dla Draco.
-Nie rozumiem.
-Zabijam facetów.
-SŁUCHAM? -Zabijam facetów. Ginny spodziewała się wszystkiego po swojej przyjaciółce, ale nie takiego wyznania.
-Nie jestem w stanie wyobrazić sobie Ciebie z nożem w ręce nad bezbronnym Draco- zabrzmiało to jak żart, ale głos panny Weasley był całkowicie poważny.
 -Nie w tym sensie.
-To w jakim?
-Pamiętasz mojego pierwszego chłopaka?
 -Tommy’ego?
-Pamiętasz, jak zginął?
 -Na imprezie. Ktoś się bił. On chyba chciał ich rozdzielić, ale gdy do nich podszedł, nie chcący zrzucili go ze schodów.
 -Było to w dniu, w którym mi się oświadczył.
-Naprawdę? Nie wiedziałam. Przykro mi. – Ginny była w szoku.
 Hermiona wzruszyła ramionami.
 -Wiem, że nie wiedziałaś. Pamiętasz Ash’a?
-Tego Egipcjanina?- gdy Miona potwierdziła kontynuowała.- Zaczęłaś się z nim spotykać jakoś rok po śmierci Tommy’ego.
 -Zgadza się. Zmarł w wypadku w dniu, w którym mi się oświadczył. Wjechał motorem w samochód. -Dlaczego nic nie mówiłaś? Dlaczego nas okłamałaś, mówiąc, że się rozstaliście? Musiało Ci być ciężko.
-Nie mówiłam, bo nie chciałam współczucia. Po śmierci Tommy’ego przytłoczyło mnie , bo przecież to była moja wina. Mogłam wybrać inny klub, mogłam go powstrzymać, mogłam mu powiedzieć NIE.
-Herm…
 -Nie mów, że to nie tak.
-Ale…
-Proszę.
-No, dobrze.
-Dziękuję. Śmierć Ash’a to też moja wina. Byliśmy w Turcji. Oświadczył mi się bez klękania itd. Po prostu siedzieliśmy i oglądaliśmy zachód słońca, trzymając się za ręce. Po chwili nagle wstał.
 -To nie tak-stwierdził.
-Co nie tak?
 -Ty mieć pierścionek. Znaczy Ty musisz mieć pierścionek.
 -Nie, nie muszę- odpowiedziałam śmiejąc się pod nosem. Gdy władały nim emocje często mylił się w angielskim.
 -Musisz. Czekaj. Ja zaraz wrócę.
-Nie wrócił nigdy.
 -Miona…
 -Nie Mionuj mi- Hermiona uśmiechnęła się blado. Rozumiesz teraz?
-To nie Twoja wina. To zbiegi okoliczności.
-Dwa razy?- zapytała z powątpiewaniem Miona.- Nie mam zamiaru sprawdzać, czy Twoja teoria jest prawdziwa.
-Nie będę Cię zmuszać, ale uważam, że zasługujesz na szczęście i wiem, iż Draco może Ci je dać. Sądzę też, że powinnaś wrócić do świata żywych i wiesz co? Zaczynamy już.
 Hermiona nie pewnie popatrzyła na przyjaciółkę, nie rozumiejąc na ma na myśli. Ginny machała różdżką. Po chwili obie kobiety były elegancko ubrane i pięknie pomalowane. Na ich głowach były wytworne fryzury.
-Idziemy do restauracji.
-Jak chcesz- odpowiedziała obojętnie Miona.
Panna Weasley opowiadała o tym, że może pojechałyby gdzieś, zabawiły się…. Miona grzebała widelcem w wytwornym daniu (ile by dała za hamburgera zamiast tego czegoś) i udawała, że słucha. Do stolika podeszła staruszka.
 -Przepraszam jestem medium. Tommy i Ash chcieliby z panią porozmawiać.
 -Słucham? Oni tu są? – zaświergotała rozradowana Miona. Po chwili jednak emocje opadły.- Może mi pani udowodnić, że oni tu są. Rozumie pani, dużo w dzisiejszych czasach jest oszustów. -Rozumiem. Ash mówi, że po jego śmierci wytatuowała sobie pani kontur Egiptu na ...
-Wystarczy.- Kocham Was. Słyszycie?
-Masz tatuaż?-zdziwiła się Ginny.
-Później Ci opowiem.
 -Słyszą i oboje mówią, że panią kochają. Uważają, że powinna pani spróbować z jakimś smokiem. -Nie mogę stracić kolejnej osoby, na której mi zależy.
 -Tommy pyta, czy odrzucając ją nie traci jej pani.
 -Tommy, wiesz o co mi chodzi.
 -Twierdzi, że nie rozumie, dlaczego pani nie chce założyć rodziny z mężczyzną, na którym, jak pani sama powiedział, pani zależy. To w końcu smok, czy człowiek?- staruszka się pogubiła.
 -Ale…
 -Mówią, że chcą, aby pani była szczęśliwa z Draco.
-Więc- zapytała Ginny, uśmiechając się delikatnie.

sobota, 25 stycznia 2014

Zawieszam

Hej,
Blog zostanie zawieszony, gdyż (mam nadzieję, że chwilowo) straciłam ochotę do pisania Dramione.  Liczę na to, iż  wrócę z nowymi notkami za miesiąc, dwa , najpóźniej za rok. Dziękuję wszystkim, którzy czytali posty.

Wasza ,
Lusia M

piątek, 10 stycznia 2014

Rozdział 3- Daniel.... Ten Daniel ?!

Hej :D
Rozdział bez bety. Liczba słów 2222 :) Dedykacja dla Sary Grey <3.

----------------------------------------------------------------------------


-Uffffffffff- taki dźwięk wydobył się z ust Dramiony, która po długiej podróży, padła nieżywa na fotel.- To był najpiękniejszy prezent, jaki mogłeś nam sprawić- odezwała się po chwili w stronę swojego narzeczonego.

-Tato.

-Słucham Cię, skarbie.

-Za tydzień też nas zabierzesz na weekend do Wiednia?

-Kochanie, jakbyśmy tam jeździli co tydzień, to by Ci się znudziło.

-Mi się to miejsce nigdy nie znudzi.

-Kiedyś jeszcze tam pojedziemy, obiecuję.

-Jej-sześciolatka zaczęła skakać. -Moment, „kiedyś” to znaczy?

-W przyszłości.

-To znaczy?

-To znaczy, że teraz czas, abyś się udała do łóżka.

-Ale tato…

-Bez żadnego „ale”.

-Mamo?

-Kochanie, później o tym porozmawiamy.

-No dobrze.

Dramiona obudziła się z pięknego snu. Nie pamiętała jego treści, ale wiedziała, iż był cudowny. Długo leżała myśląc o weekendzie spędzonym w Austrii. Uwielbiała to miejsce tak samo jak jej córka.  Miło było znów odwiedzić muzea, parki, poczuć atmosferę tego miasta. Kobieta wstała powoli z łóżka. Była w domu sama- John w pracy- pojechał na delegację i miał wrócić w piątek po południu, Amelka w przedszkolu, a potem miała pojechać do koleżanki i spędzić tam trzy kolejne noce. Panna Granger zjadła śniadanie. Usiadła na kanapie w salonie, zawinęła się w koc, a w ręce trzyma wcześniej zrobione kakao.  Spojrzała na kalendarz. Wtorek. Dzięki wyjazdowi jej myśli były skupione na czymś zupełnie innym, a teraz gdy siedziała sama w mieszkaniu,  zaczęła zastanawiać się czy jest gotowa na to co miało ją czekać za trzy dni, aby zagłuszyć cichy głosik, który twierdził, że jest jeszcze za wcześnie, włączyła jakieś romansidło i udawała, że ją interesuje.  Tak minęły jej dni aż do piątku.  Dramiona cały dzień była w letargu, z którego obudziła się dopiero, gdy siedziała w okręgu i trzymała ciocię za ręce.

-Skarbie, nie wiem dokładnie o czym opowiadała Ci Twoja mama. Mogłabyś mi powiedzieć, na czym skończyła

-Mama skakała. Opowiedziała mi o tym jak dostała list, rozmowie z dyrektorem, wyprawie na pierwsze zakupy do szkoły, o pierwszym spotkaniu z tatą, o tym jak to się stało, że miała tak bliskie kontakty z wujkiem Will’em,  o tym jak Cię poznała, wyjeździe z tatą nad jezioro. To chyba wszystko, ale jak sobie coś jeszcze przypomnę to od razu wspomnę.

-Gotowa?

-Chyba…

-Hermiono, rozumiem , że tamten chłopiec Cię zdenerwował, ale nie powinnaś przechodzić do rękoczynu.

-Tato,  sama nie wiem, co we mnie wstąpiło, po prostu czułam, że jeżeli teraz nie pokarzę mu, iż się go nie boję, to będę miała problemy w szkole.

-Proponuję o tym zapomnieć – odezwała się Jane.

Dni dzielące Mionę o pierwszego dnia szkoły minęły nadzwyczajnie szybko.

-TATO!!!!!!!!!

-Co się stało?- do pokoju swojej córki wpadł Daniel Granger. Połowa jego twarzy była w piance do golenia, a w ręce trzymał maszynkę, przez ramię miał przerzucony ręcznik, który miał posłużyć w razie czego jako broń.

-Jak my się dostaniemy na dworzec?

-Limuzyną ?- zapytał mężczyzna zdziwiony pytaniem swojej księżniczki.

-Nie możemy.

-Nie możemy?

-Tato, czy Tobie trzeba wszystko tłumaczyć?

-Co mi trzeba tłumaczyć?

Miona załamała się „ogranięciem” Daniela , a właściwie jego brakiem .

-Przecież wczoraj wieczorem powiedziałam Ci , że Dumbledore napisał, iż musimy przejść przez ścianę między peronami 9 i 10 niepostrzeżenie.

-A co ma do tego to, jak dostaniemy się na dworzec?

Po tym pytaniu z jedenastoletniej dziewczyny uleciały wszystkie siły życiowe.

-Kim jesteś z zawodu, tato?

-Projektantem.

-Jakim?

-Sławnym.

-I skromnym- dodała Miona ironicznie w myślach.- Kto za Tobą podąża i śledzi każdy Twój krok?- zapytała na głos.

-Dziennika…. AAAAAAA nie mogłaś tak od razu?

-Nie ważne. No to jaki jest plan?

-LIAM!!!!!!!!!!!

-Co mogę dla Pana zrobić?

-Wymyśl jakiś sposób na dostanie się na Dworzec Główny bez zwracania uwagi  paparazzi.

-A gdyby Stella ucharakteryzowała Was ?

-Dobrze, ale to nie zmienia faktu, iż rozpoznają nas po limuzynie.

-Mogą Państwo pojechać moim samochodem. Nie należy do najlepszych, ale ma przyciemniane szyby…

-Świetnie. Idę zadzwonić po Stellę.

-Kim jest Stella?- zapytała niedoinformowana dziewczynka.

-Ona maluje kobiety na pokazy ubrań zaprojektowanych przeze mnie-odpowiedział Daniel.

Kiedy Pan Granger opuścił pokój Miony, Liam zamierzał pójść w jego ślady.

-Czekaj.

-Co się stało księżniczko?

-Możemy porozmawiać?- zapytała jedenastolatka. Mężczyznę , który pracował dla Daniela, traktowała jak najlepszego przyjaciela. Zawsze zwierzała Mu się ze swoich przemyśleń, wątpliwość. Był dla Niej jak pamiętnik, tyle  że lepszy od papierowego, gdyż odpowiadał. Liam był przystojnym, wysokim i inteligentnym trzydziestoletnim mężczyzną, kawalerem.

-Boję się.

-Czego kochanie?

- Opowiadałam Ci o tym chłopaku, którego spotkałam z rodzicami na przekątnej, pokątnej, czy jak jej tam było.  A co jeżeli inni mnie przekreślą, bo jestem „SZLAMĄ” ?

Mężczyzna usiadł na łóżku obok swojej pupilki i przytulił ją.

-Skarbie, społeczeństwo dzieli się na wiele sposobów. Jednym z nich jest na tych, którzy oceniają po pochodzeniu, wykształceniu, majątku, a inni po tym jaka właściwie jest osoba. Nie martw się na pewno znajdziesz w Hogwarcie jakąś przyjaciółkę.

-A co jeśli znajdę przyjaciółkę, ale reszta będzie mi uprzykrzała życie?

-To wtedy będą mieli ze mną do czynienia.

-A co jeśli Cię rozpoznają i wsadzą do więzienia, o ile coś takiego mają?

-Nie martw się, przebiorę się w taki sposób, że nikt mnie nie rozpozna. Nawet Ty.

-Ja Cię zawsze rozpoznam. A co jeśli ich będzie za dużo i nie dasz sobie rady.

-Jeżeli powiesz mi, iż jest więcej niż pięciu, to poproszę moich znajomych o pomoc.

-A co jeśli…

-Księżniczko, dlaczego rozpatrujesz  tylko czarny scenariusz? Może okaże się, że ta szkoła będzie najpiękniejszym wspomnieniem z Twojego życia. Może spotkasz tam przyjaciół. Może to będzie nie zapomniana przygoda. Z resztą nie zapominaj o umowie, jaką zawarłaś z rodzicami: jeżeli po miesiącu stwierdzisz, że Ci się tam nie podoba, wrócisz do domu.

-Pamiętam. Wymieniając zalety zapomniałeś dodać jedno „może”.

-Hm?

-Może spotkam tam mojego przyszłego  męża………- Hermiona rozpłynęła się.

-A co to, to nie.

-Dlaczego?

-Bo zabiję każdego chłopaka, który zbliży się do Ciebie, na zasadzie więcej niż przyjaciel. Jesteś za młoda na to, aby mieć partnera.

- Kto, jak kto, ale Ty powinieneś wiedzieć, że żartowałam. Żadnych facetów przed trzydziestką.

-Jestem z Ciebie dumny- mężczyzna jeszcze raz przytulił swój skarb i wyszedł z pokoju, aby Miona mogła się ubrać. Kiedy jedenastolatka otworzyła drzwi od garderoby, po raz drugi tego dnia w domu Grangerów, można było usłyszeć krzyk:

-TATO!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!

-Co się stało córeczko?- tym razem mężczyzna przyszedł już ubrany w dżinsy i  koszulę, a na twarzy nie miał pianki.

-Nie mam się w co ubrać – powiedziała smutna Miona. Dziewczynka w myśli zacytowała : Dzieci szewca chodzą bez butów, a dzieci lekarza chore.

-Nic się nie martw.

-Jak to mam się nie martwić skoro  nie mam się w co ubrać, a tym bardziej nie mam co ze sobą wziąć.

-Zamknij oczy i daj mi rękę.

Mężczyzna wyprowadził córkę z jej pokoju i zaprowadził do swojego gabinetu, gdzie podszedł do ściany i wbił szyfr. Nagle przed nimi otworzyło się przejście do innego pomieszczenia. Daniel wszedł do niego „ciągnąc” za sobą  Mionę.

-Otwórz oczy- wyszeptał do ucha jedenastolatki.

-Tato, skąd się tu wzięło tyle cudownych ubrań?

-Chyba nie zapomniałaś, że jestem projektantem?

-Nie, ale zaprojektowanie tych strojów musiało zająć lata.

- Kiedy ustaliliśmy, że jedziesz do Hogwartu, pomyślałem, iż będziesz chciała mieć ze sobą trochę modnych ubrań.

-Jesteś najlepszym ojcem na świecie- stwierdziła Mionka i mocno przytuliła swojego rodziciela.

-D.u.s.i.s.z- wyksztusił Daniel. Mimo wszystko zadowolony z efektu jaki uzyskał- uśmiech na twarzy Herm był dla niego cenniejszy niż wszystko inne co osiągnął .- Skarbie, wybierz w czym chcesz pojechać, a resztę każe Tatianie zapakować .

Hermiona rozglądała się po ubraniach. Zdecydowała, że na podróż ubierze się sportowo. Wybrała długie dżinsy, różową koszulkę na szerokich ramiączkach, na którą narzuciła szare bolerko, zaprojektowane na bluzę. Tzn. miało długie rękawy, kaptur i zamek z przodu, ale sięgało do połowy klatki piersiowej. Do stroju dobrała różowe adidasy, ciemne okulary na głowę – zamiast opaski do włosów, torebkę w kształcie kuferka. W kolorze  różowym  z szaro- czarnymi elementami. Dziewczyna zadowolona z efektu jaki uzyskała poszła do przedpokoju,  gdzie czekali na nią ucharakteryzowani rodzice, ona nie musiała poddać się temu zabiegowi, gdyż nigdy, jak dotąd, jej zdjęcie nie trafiło do gazet, poza tym w pomieszczeniu był jeszcze Liam i Tatiana.  Ostatnia dwójka mocno wyściskała Mionę, życzyła powodzenia i kazała przysyłać listy. Następnie nastolatka wraz z rodzicami wsiadła do samochodu. Hermiona obserwowała swoje ukochane miasto- Londyn i zastanawiała się, kiedy je następnym razem zobaczy : za miesiąc, czy dopiero w czasie świąt Bożego Narodzenia. Nie pamiętała, kiedy wysiadła z pojazdu, przeszła przez ścianę, momentu pożegnania z rodzicami. Siedziała w samochodzie, a teraz nagle stała na środku korytarza w pociągu i nie wiedziała, co ze sobą począć.  Zaczęła iść przed siebie, zaglądając przez okienka do przedziałów. Nagle na kogoś wpadała. Tym kimś okazał się nie kto inny, jak znajomy z pokątnej. Nie odzywając się do siebie wstali z ziemi i ominęli się. Kiedy Miona zaczęła się cieszyć, że tym razem ich „spotkanie” odbyło się bez nieprzyjemność, usłyszała:

-To nie pokaz mody szlamo- zabolało.

Drzwi jednego z przedziałów otworzyły się i nieznana Mionie dziewczyna wciągnęła ją do środka.

-Nie przejmuj się nim- ma kasę i myśli, że cały świat z tego powodu do niego należy.

-Dzięki, ale nie przejmuję się nim.

Usiadły razem w przedziale i zaczęły rozmawiać .

-Ładna pogoda.

-Zgadzam się z Tobą.

-Do jakiego domu chciałabyś trafić?-zapytała Miona, która w wakacje poczytała trochę o Hogwarcie, dzięki czemu wiedziała, że uczniowie w tej szkole należą do czterech różnych i rywalizujących ze sobą grup.

-Do Slitherin’u. Ja i mój tatuś jesteśmy wężoustni.

-Co to znaczy?

-Rozmawiamy z wężami.

-Możesz powtórzyć?

-Rozmawiamy z wężami.

-Też tak chcę!!!-odpowiedziałam.

-Mój ojciec nazywa się Lord Voldemort. Jest szurnięty, marzy o władzy, ale poza tym jest całkiem fajnym ojcem.  A Twój ?

-Nazywa się Daniel Granger i jest projektantem.

-Jesteś córką tego sławnego projektanta?

-Nom.

-Jejjjjjjjjjjjjjj. Jej, jej.

Dziewczynką bardzo szybko minęła podróż, w czasie której bardzo dużo rozmawiały. Przed ceremonią przydziału obiecał sobie, że nawet, jak trafią do innych domów, to będą utrzymywać ze sobą kontakt.  Po przydziale obie  były szczęśliwe i smutne za razem. Szczęśliwe, bo były razem, smutne, bo żadna z nich nie miała poczucia,  że należy do tego domu. Nie pasowały tam. Wiedziały, że Gryffindor to nie miejsce dla nich. Dormitoria były dwu osobowe. Miona wybrała łóżko przy oknie, Pansy natomiast spała na łóżku koło drzwi. Dziewczyny miały własną garderobę, w której poukładane były już ich ubrania. Gdy dziewczynki przekroczyły próg pomieszczenia Pansy pisnęła:

-Jeju skąd Ty masz takie superowe ciuchy? Nie odpowiadaj.

-Jak chcesz to też możesz w nich chodzić.

-Naprawdę?

-Oczywiście. Też się cieszysz, że od tego roku noszenie szat jest „dla chętnych”?

-Bardzo.

Następnego dnia przy śniadaniu rozdane zostały plany lekcji. Okazało się, że pierwszą lekcją w nowej szkole są eliksiry. Hermiona i Pansy usiadły w trzeciej ławce.

-Witam. Nazywam się Snape. Severus Snape. Jak zapewne wiecie i się domyślacie uczę eliksirów. Pamiętajcie, nie jestem nauczycielem. Jestem Mistrzem. Mistrzem eliksirów. Mistrzem pisanym przez duże M.

-O Boż…- wymknęło się z ust Miony.

-Pani w turkusowym sweterku coś mówiła.

Nikt się nie odezwał.

-Mówię do Ciebie w turkusowym sweterku. Trzecia ławka, pod ścianą. Pansy miała na sobie sukienkę w kwiaty, więc Miona domyśliła się , że to o nią chodzi.

-Mój sweterek jest w kolorze różowym.

-To turkus. Z resztą nie ważne. Mówiłaś coś.

-Nie. Nic.

-Mniejsza.  A zapomniałbym – 10 punktów dla Gryffindoru za rozmawianie na lekcji.

-Ale.

- - 10 punktów za mówienie bez podniesienia ręki. – Zirytowana Miona podniosła rękę do góry.

-Dziecko opuść rękę, teraz ja mówię.

Herm doszła do wniosku, że nie ma najmniejszego sensu, aby ciągnąć to dłużej, więc tym razem pozwoliła wygrać nauczycielowi, uroczyście przysięgając sobie w duszy, że jeszcze się zemści. Po zajęciach „Mistrza” przez duże M, przyszedł czas na Transmutacje i pozostałe lekcje. Wieczorem wykończona Miona padła na łóżko.

-Nie mam siły oddychać- powiedziała od niechcenia Pansy.

-Ja też, a muszę napisać  list do rodziców.

-Ja też powinnam, ale zrobię to jutro.

Herm chwyciła pióro i papier. Szło jej powoli, bo jeszcze się nie przyzwyczaiła do tego nietypowego przyrządu.

 

Drodzy rodzice!

            Przekażcie Liam’owi, że miał rację. Już w pociągu poznałam dziewczynę- Pansy, która może w niedługim czasie zostanie moją przyjaciółką.  Dzisiaj miałam pierwsze lekcje. Chyba podpadłam nauczycielowi od eliksirów, ale mówi się trudno. Pozostali nauczyciele są całkiem, całkiem. Dyrektor osobiście poznaliście, więc nie będę o Nim pisać. Jedzenie jest bardzo dobre, ale nie dorównuje potrawom Tatiany.

            Jest tylko jeden problem. Dość zabawny problem. Papier toaletowy. A właściwie jego brak. Myślałam, że to wyjątkowa sytuacja, ale po rozmowie z piątoklasistką dowiedziałam się, że jest to stałe niedopatrzenie. Dostajemy 5 rolek tygodniowo, a chyba nie jest trudną matematyką pomnożyć 6 klas razy 4 domy razy ok. 20 dziewczyn. Dlaczego 6 klas, a nie 7? Dlatego, że w czerwcu uczniowie klasy 6 są uczeni zaklęcia na wytworzenie papieru toaletowego. Do tego czasu trzeba się niestety o niego bić. W znaczeniu przenośnym i dosłownym.

            Mam nadzieję, że u Was wszystko w porządku. Już tęsknię.

Wasza Mionka.

 

Herm zawołała  jedno z tych dziwnych stworzeń, zwanych przez wszystkich skrzatami, aby przyniosło jej sowę.

Po chwili Angel była już  z ptakiem w ręce w pokoju dziewczynek. Miona wysłała list i położyła się na łóżku koło Pansy.

-Co powiesz, abyśmy wspólnie się pouczyły?

-Świetny pomysł.

Chwilę po tym, jak dziewczyny skończyły, sowa zastukała w szybę. Miała przywiązany do siebie list i paczkę papieru toaletowego.

Droga Hermiono!

            Cieszymy się, że podoba Ci się szkoła. U Nas wszystko w porządku. Będziemy Ci co tydzień przysyłać papier, abyście z Pansy nie musiały zawracać sobie tym głowy. Lecimy- zaraz jest pokaz ubrań taty.

Kochamy Cię

Rodzice

-Znowu.

-Hm?

-Nic.

-Skoro już zaczęłaś.

piątek, 3 stycznia 2014

Rozdział 2 - Balowa...

Hej :)
Kolejna zmiana- w drugiej części rozdziały oprócz numeru będą miały również nazwę. Od następnej notki (rozdział 3) zacznie się opowieść Ginny. Rozdział 2 ma 2050 słów :D Dedykacja dość nietypowa, gdyż dla  pieska ( dzisiaj mija 5 lat odkąd zasnęła snem, z którego już nigdy się nie wybudzi :(  )

Ps.Udanego weekendu ;)

-------------------------------------------------------------------------------------------------------

-Ciociu, gdzie jesteś?- zapytała Dramiona, gdy przekroczyła próg domu Zabini’ch.
 -W piwnicy- usłyszała w odpowiedzi kobiecy głos. Panna Granger nie zwlekając ruszyła ku schodom, a w myśli cieszyła się, że zdecydowała się na adidasy, a nie na szpilki. Kiedy Dramiona była mała często przesiadywała w piwnicy. Lubiła grzebać w kartonach z pamiątkami, albumami, dziennikami. Jednak miejsce, w którym obecnie się znajdowała w ogóle nie przypominało pomieszczenia, które z dzieciństwa zapamiętała Dramiona. Ściany były pomalowane na jasny róż zamiast na szaro. Kobieta w miejscu prowizorycznej lampy zauważyła przepiękny, elegancki żyrandol. W koncie zamiast szafy ze starymi ubraniami, stał barek i mały aneks kuchenny. Zszokowana panna Granger spuściła głowę. Na ziemi również dostrzegła zmiany. Na ziemi leżał miękki, puszysty dywan, który był przeciwieństwem wcześniejszego wyglądu podłogi- szarej wykładziny. Na środku piwnicy stała wielka kanapa, a obok niej dwa fotele, pomiędzy którymi był stół.

-Podoba Ci się?

 -Ciociu jest wspaniale, ale co Cię zachęciło do tak radykalnych zmian?

 -Obiecałam Twojej matce, że dokończę za nią historię jej wielkiej miłości. Pomyślałam, iż miło by było, abyśmy miały kameralne warunki.

 -Ciociu, tu jest…sama nie wiem jak to nazwać. Fenomenalnie? Nie, to słowo nie oddaje uroku tego miejsca. Tej dziewczęcej atmosfery.

 -Cieszę się, że Ci się tu podoba, kochanie.

 -Mam pytanie.

 -Hm?

 -Ciociu, bo poznałaś mamę, kiedy byłyście w piątej klasie. Skąd znasz, wcześniejsze życie mojej rodzicielki.

-Skarbie, odpowiedź jest prostsza niż Ci się wydaje. Kiedy uczyłyśmy się w siódmej klasie i wiedziałyśmy już, że jesteśmy przysłowiowymi „dwoma połówkami jabłka”, jeśli chodzi o przyjaźń, użyłyśmy legilimencję. Nie chciałyśmy mieć przed sobą żadnych tajemnic. Pragnęłyśmy wiedzieć o sobie wszystko. Wielokrotnie w późniejszym czasie powtarzałyśmy ten zabieg. W pewnym momencie stało się to naszą tradycją. W ostatnie piątki miesiąca wieczorami spotykałyśmy się u Miony w domu, chodziłyśmy na strych, tworzyłyśmy z fioletowych świec okrąg i siadłyśmy po turecku w nim. Później czytałyśmy swoje myśli. Gdy kończyłyśmy , potrafiłyśmy jeszcze przez godzinę, czasami więcej, siedzieć w tej pozycji, trzymać się za ręce i patrzeć sobie w oczy – podczas, gdy Ginny prowadziła swój monolog, atmosfera w piwnicy z dziewczęcej zmieniła się na tajemniczą, magiczną i romantyczną. Dramionie zabrakło słów. Wielokrotnie Hermiona zapraszała swoją córkę na piątkowe babskie wieczorki z panią Zabini, jednak panna Granger zawsze miała coś ważniejszego do roboty i dyplomatycznie się wykręcała. Teraz zrozumiała, co straciła. Mogłaby lepiej poznać ojca, matkę, a, co najważniejsze, lepiej ją rozumieć i zbudować z nią głębszą więź. Teraz było już za późno… Ginny zauważyła, że jej słowa spowodowały zadumę u młodszej kobiety, czekała więc cierpliwie, aż Dramiona pozbiera się w środku i się odezwie.

-Ciociu, gdybym mogła cofnąć czas…-po twarzy panny Granger zaczęły płynąć łzy. Potterówna przytuliła dziewczynę, a właściwie już kobietę, którą od zawsze uważała po części za swoją córkę. Panie siedziały przez pewien czas w ciszy. Pierwsza odezwała się Dramiona:

-Ciociu, mam prośbę. Czy… czy mogłybyśmy się spotykać, tak jak Ty z mamą, w piątki, ale co tydzień?

 -Oczywiście- starsza z kobiet uśmiechnęła się ciepło do Magomedyczki.- Od kiedy chciałabyś zacząć?

 Trzydziestolatka zamyśliła się na moment. Analizowała, czy nie jest jeszcze za wcześnie, czy jest już gotowa, by otwarcie rozmawiać o mamie, pierwszy raz od jej śmierci? Westchnęła. Przecież, im dłużej będzie czekać, tym trudniej będzie jej wrócić do tego tematu.

 -Ciociu, czuję, że w tym tygodniu będzie za wcześnie, rany się jeszcze wystarczająco nie zasklepiły, abym była wstanie o tym rozmawiać, bądź słuchać, ale co by ciocia powiedziała na piątek w przyszłym tygodniu?

-Dopasuję się do Ciebie. Co powiesz na kubek gorącego kakao?- Ginny, widząc, stan w jakim była Dramiona, postanowiła rozładować atmosferę i napięcie, które pojawiło się w piwnicy.

 -Z wielką chęcią- odpowiedziała panna Granger i uśmiechnęła się do przyszywanej cioci. -A jak tam w pracy?

-Na razie dostałam miesiąc zwolnienia, a mimo to jest dobrze.

-Rozmawiałam z jednym z moich znajomych, który również pracuje w Mungu. Stwierdził, że radzisz sobie znakomicie na swoim stanowisku. Powiedział również, że dużo osób wierzy w Twój szybki rozwój i awans, patrząc na Twój potencjał i poświęcenie tej pracy.

 -Miło to słyszeć, ale ciocia mnie zna. Nie marzę o stołku. Chcę pomagać innym. Nie dbam o pieniądze, bo je mam, aż w nadmiarze. O opinie innych tym bardziej, chyba, że są bliscy dla mojego serca.

 - Jestem dumna z Ciebie. Zawsze byłam i będę. Pamiętaj, cokolwiek się stanie będziesz masz oparcie we mnie i wujku Blaisie.

 -Dziękuję – Dramiona nie wiedziała, jak odpowiedzieć, a to było jedyne, co przyszło jej do głowy w tym momencie. Po chwili zdała sobie sprawę, że jest już późno, a ona nie wiedziała, ani nie słyszała, aby ktoś poza nimi był w domu. Wcześniej się nad tym nie zastanawiała, gdyż miała klucze i sama otworzyła sobie drzwi, a później pochłonięta była rozmową z Ginny.

 -Ciociu, a gdzie właściwie jest wujek?

-Blaise pojechał z Will’em na ryby. Wracają za kilka dni. Woda od zawsze ich odprężała, jednak nie rozumiem, co oni widzą w łowieniu.

 -Jak byłam mała raz pojechałam z nimi.

 -Naprawdę?

 -To było wtedy, gdy ciocia z mamą pojechała na weekend do SPA.

 -Pamiętam. Jak Ci się podobał wypad na łono natury?

 -Tego nie da się opisać, to trzeba przeżyć, ale dzięki temu rozumiem, dlaczego wujkowie tak chętnie tam jeżdżą.

 -Może kiedyś się skuszę, ale szczerze w to wątpię.

 -Dlaczego? Nie chciałaby ciocia spróbować swoich sił w łowiectwie?

 -Tu nie chodzi o ryby.

 -A o co ?

 - Brzydzą mnie wszelkiego rodzaju ruszające się poczwary.

 -Chodzi cioci o robaki?

 -Nazywaj to jak chcesz. Z własnej woli nie pojadę w miejsce, gdzie jest dużo insektów, a tam na pewno jest ich cała masa. Dramiono, nie śmiej się ze mnie.

 -Przepraszam. Zaraz… przestanę.

 -Co Cię tak bawi, moje dziecko?

 -Bo…ciocia… znowu zaczęła gestykulować.

 Ginny wiedziała już, o co chodzi. Od zawsze miała problem z nadmiernym ruszaniem rękoma, gdy mówiła, jednak im była starsza, coraz rzadziej zdarzało jej się tracić na tym kontrolę. Mimo to, gdy mówiła o rzeczach, które ją brzydziły, przestawała panować nad swoimi kończynami. Po chwili postawiła dwa kubki z parującym kakao na stole i usiadła na kanapie obok Dramiony. Kobiety dyskutował dość długo. Panna Granger postanowiła, że zostanie u cioci na noc. Gdy oba kubki od dawna były puste, a tematy do rozmowy wyczerpane, przedstawicielki płci pięknej wyszły z piwnicy. Ginny udała się do pokoju gościnnego, aby przygotować pościel dla Dramiony, natomiast druga z pań poszła do salonu, by zadzwonić do Johna i powiedzieć mu, że nie wróci dzisiaj na noc domu oraz życzyć Amelce słodkich snów.

Trzydziestolatka myślała, że nie będzie mogła długo zasnąć, rozmyślając o wieczorze spędzonym z ciocią. Myliła się. Chwilę po położeniu się do łóżka, była już w krainie Morfeusza. Obudziła się. Był środek nocy. Na początku nie wiedziała, gdzie jest, ale czuła się bezpiecznie w miejscu, w którym się znajdowała i wiedziała, iż była tu już wcześniej. Po chwili ją olśniło-„Jestem w domu Zabini’ch”. Zapaliła lampkę stojącą przy łóżku. Zaczęła się rozglądać po pokoju. Zauważyła, że z szafy wystaje kawałek czarnego materiału. Wstała z łóżku i podeszła do garderoby, aby poprawić ubranie i zamknąć drzwi mebla. Gdy dotknęła materiał, wiedziała, że kiedyś miała już go w rękach. Zdecydowanym ruchem otworzyła drzwiczki. Zakryła usta ręką, tak jakby chciała powstrzymać krzyk. Szafa była pełna ubrań Miony. Skrawek, który panna Granger miała przed chwilą w swojej dłoni, to był kawałek sukienki balowej, którą kupiła matce w zeszłym roku. Skąd to się tu wzięło? Skąd się to tu wzięło?- kobieta powtarzała w myśli, dopóki nie przypomniała sobie, że Hermiona na jakiś czas miała zamieszkać u Zabini’ch. Zapewne ten pokój miał należeć do niej. Dramiona poczuła, że musi ubrać te czarną sukienkę. Gdy ubranie było już na trzydziestoletniej kobiecie, spojrzała w lustro i stwierdziła, że bardzo przypomina matkę. Machnęła różdżką, dzięki czemu w pomieszczeniu słychać było balową muzykę. Pana Granger zaczęła poruszać się w rytm utworu. Tańczyła minutę, godzinę, a może tylko sekundę. Przerwała, gdy drzwi od pokoju gościnnego gwałtownie się otworzyły, a w progu stanęła właścicielka domu.

 -Kochanie, wszystko w ..- nie dokończyła pytania, gdyż zobaczyła, w co ubrana była młoda kobieta.

 -Ciociu, nie obraź się, ale gdy tylko zobaczyłam tę sukienkę, poczułam, że muszę ją ubrać.

 -Nie gniewam się, przecież te rzeczy od śmierci Twojej matki są Twoją własnością. Dobrze się czujesz? Mogłam umieścić Cię w drugim pokoju, ale nie pomyślałam, iż znajdziesz ubrania Mionki.

-Ciociu, czuję się dobrze. Nic się nie stało. Nie myśl o tym.

- Na pewno?

-Pewno, pewno.

 -Może spróbujesz jeszcze zasnąć? Jest czwarta rano.

-Za bardzo się rozbudziłam, ale jeżeli masz ochotę, to pójdź się położyć, ciociu.

 -Też jestem zbyt rozbudzona.

 -Przepraszam, to moja wina.

-Nie martw się. Ludziom w moim wieku nie potrzeba już tyle snu.

 -Skądś znam ten tekst.

 -Z Twojego ulubionego filmu.

 -Rzeczywiście, jak mogłam wcześniej nie zauważyć?

-Wieczorem nic nie jadłyśmy, więc co powiesz na bardzo późną kolację lub bardzo wczesne śniadanie?

-Z wielką chęcią.

 -No to do kuchni- zarządziła uśmiechnięta Ginny, dla której gotowanie było tym, czym dla jej męża majsterkowanie i łowienie ryb- hobby i odbiciem od codziennych problemów.

 -Ciociu, zaraz dojdę. Nie chcę zniszczyć sukienki przy gotowaniu. Pani Zabini uśmiechnęła się, aby dać Dramionie znak, że rozumie, po czym odwróciła się i poszła do kuchni, by dać trzydziestolatce trochę prywatności. Kiedy panna Granger powiesiła w szafie sukienkę, przejechała ręką po niej i popatrzyła na materiał z rozczuleniem, przypominając sobie uśmiechniętą twarz matki, gdy zobaczyła prezent. Dramiona stała tak jeszcze chwilę, następnie zamknęła garderobę i zeszła do kuchni, skąd można było usłyszeć dźwięki krojenia i smażenia.

 -Dalej lubisz jajecznicę?- zapytała Ginny, która również zdążyła się przebrać w dżinsy i koszulkę z krótkim rękawem, na którą narzuciła fartuch.

 -Mhm. Mogę jakoś pomóc?

 - Zajmiesz się cebulą?

 - Po co się odzywałam- mruknęła pod nosem panna Granger, a na twarz przybrała minę męczennika, typową dla Draco, gdy musiał zrobić coś, czego nie cierpiał lub coś na co nie miał ochoty.

 -Żartowałam- na potwierdzenie swoich słów, rudowłosa kobieta uśmiechnęła się.-Pokroisz chleb?

-Oczywiście- Dramiona również odwzajemniła uśmiech i podeszła do chlebaka. Wyciągnęła pieczywo i położyła na blacie. Następnie wyciągnęła z szafki deskę, a z szuflady nóż. Gdy ukroiła kilka kromek, umyła przedmioty, których używała, a pajdy chleba położyła na talerzu. W tym samym czasie Ginny skończyła smażyć jajecznicę. Kobiety jadły w milczeniu, pogrążone we własnych myślach. Starsza z nich myślała od czego rozpocznie pierwsze z serii piątkowych spotkań. Młodsza o czasie, jaki był jej dany, aby zbudowała niepowtarzalną więź ze swoją matką, a który zmarnowała. Niby nie kłóciły się, miały ze sobą całkiem dobry kontakt i wspierały się, jednak trzydziestolatka czuła, że to nie było to, co powinno łączyć matkę i córkę. Obiecała sobie w duchu, iż nie popełni tego błędu z Amelką. Gdy talerze były puste kobiety udały się do salonu, każda z kubkiem kawy, aby obejrzeć coś w telewizji. Długo skakały po kanałach zanim znalazły coś, co je zainteresowało, ale jak to zazwyczaj bywa, nie minęło pięć minut, a program został przerwany przez reklamy. Panie straciły ochotę na oglądanie, więc wyłączyły urządzenie i zaczęły prowadzić luźną rozmowę. Około godziny 10 Dramiona udała się do domu, gdzie została powitana przez narzeczonego i córkę. Postanowili, że spędzą typowe rodzinne popołudnie, grając w gry i wygłupiając się. Wieczorem wykończona Dramiona położyła się do łóżka i przed zaśnięciem myślała, czego dowie się o swoich rodzicach. W głowie zaczęło rodzić jej się tysiąc pomysłów. Część z nich była zwyczajna, lecz zdecydowana większość wręcz awykonalna lub bezsensowna. Miała miliony pytań, które czekały na odpowiedz, jaka miała nadejść niebawem.

 -Mamo?! Dramiona otworzyła oczy i pierwsze, co zobaczyła to uśmiechnięta twarz jej córki. -Kochanie, coś się stało?- zapytała na pół przytomna kobieta.

 -Tak – to słowo zadziałało na pannę Granger, która gwałtownie wyskoczyła z łóżka, niczym wiadro zimnej wody.

 -Pali się, powódź, tato się rozchorował?

 -Mamo, przecież wtedy bym się nie uśmiechała, tylko byłabym przerażona.

-Rzeczywiście.

- Tato kazał Ci przekazać, że mamy być gotowe, jak wróci, bo ma dla nas niespodziankę.

 -Wiesz może, gdzie poszedł?

 -Nie.

 -A kiedy wyszedł?

 -Jakieś 10 minut temu.

 W chwili, w której Amelka udzielała Dramionie odpowiedzi, kobiety usłyszały stukot kluczy przekręcanych w zamku.

 -Miałyście być gotowe- powiedział, udając złość, John.

-To wszystko wina mamy.

-Moja?

 -Tak, bo nie mogłam Cię dobudzić.

 -Dobrze, już dobrze – mężczyzna czuł, że czas zahamować tę wymianę zdań między matką a córką.

- Zbierajcie się, bo nie zdążymy.

 -Ale na co?- zapytała zdziwiona kobieta.

-Mamo, przecież tata nie może nam powiedzieć, bo nie będziemy miały niespodzianki.

-Amelka ma stu procentową rację, a teraz moje panie- szykować się do wyjścia. To rozkaz- dodał, uśmiechając się.